Ja mistrz!
Ja mistrz wyciągam dłonie!
Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie
Na gwiazdach jak na szklannych harmoniki kręgach.
To nagłym, to wolnym ruchem,
Kręcę gwiazdy moim duchem.
Milijon tonów płynie; w tonów milijonie
Każdy ton ja dobyłem, wiem o każdym tonie […]
Zrzucę ciało i tylko jak duch wezmę pióra –
Potrzeba mi lotu,
Wylecę z planet i gwiazd kołowrotu,
Tam dojdę, gdzie graniczą Stwórca i natura […]
Daj mi rząd dusz! […]
Ja chcę władzy, daj mi ją, lub wskaż do niej drogę!
Adam Mickiewicz
Bo kiedy przeciągnę palcem po brzegu kieliszka, usłyszę dźwięk dziwny zwany muzyką harmonijki gwiazd. Mistyczny instrument, w którego siłę magiczną w naszych minionych czasach romantycznych wierzono, i którego wpływowi na umysł ulec nietrudno było. Mechanizm ów przedziwny, skonstruowany na wzór mapy planet układu słonecznego, z płyt okrągłych, szklanych. Niby na ruszcie osadzonych, polanych wodą, dźwięk tajemny wydając, w trans słuchacza wprawić mogły. Kiedy muzykę taką słyszę, rządu dusz pragnę. A przecież od wieków mówiono, że muzykę serc syte i kontente trzewia wzbudzają. Przez żołądek do serc naszych, współcześni wołają. Czym zachwycić więc można współbiesiadników i siebie, jak nie najwykwintniejszym i najprostszym zarazem poczęstunkiem, kojącym upalne popołudnie? By złagodzić żar dnia minionego, zawirowań codziennych i trosk. Lekko kwaśny chłodnik zamiast zupy gorącej. Lecz dla wielu niespodziewany w składzie. Pochodzenie jego tajemnicze, zapewne z czasów, gdy na Wieży Mariackiej trębacz poświęcił swe życie dla mieszczan krakowskich ratowania. „Tarator” zupa zwie się. Skład jego prosty z domowych zasobów pochodny. Podstawą płyn gęsty, często nawet nożem krojony. Biały, tłustawy, kwaśny, lecz nie skwaszony. Podlany odrobiną oliwy, solą, pieprzem oprószony – kwaśnym mlekiem zwany. Cebulę w plastrach zrumienioną dodać należy, by treściwszym się wydał i przyjemnie chrupał. Jest specjalna przyprawa o nazwie czubrica, jej obfitą szczyptą doprawić należy. Miażdżonego czosnku zabraknąć nie może, a na końcu koperek świeży – nie suszony. Po wyjęciu z lodówki, gdy łyżkę zimnej zupy do ust podamy, natrafić możemy na drobne odłamki włoskich orzechów, ukrytych w kremowej, ostro-kwaśnej ambrozji, smaku ekstazę niosącej. Lotu pragnienie nieodparte nadchodzi. Smak egzotyki i swojskości zarazem. Połączenie dziwacznym zdawać się by mogło. Lecz doświadczenie moje gwarantem jest pewnym. Po spożyciu chłodnika odczekać należy chwil kilka. Lecz potem zasłuży się bezsprzecznie na muzykę harmonii z kieliszka i wina. Podanej jako deser wśród przyrody, w cieniu. Łyk złotego napoju duszę niesie pod chmury. Chwilę życia, by cenić, nie przegapić, w milczeniu.
Czym jest me czucie?
Ach, iskrą tylko!
Czym jest me życie?
Ach, jedną chwilką!
Lecz te, co jutro rykną, czym są dzisiaj gromy?
Iskrą tylko.
Czym jest wieków ciąg cały, mnie z dziejów wiadomy?
Jedną chwilką.
Z czego wychodzi cały człowiek, mały światek?
Z iskry tylko.
Czym jest śmierć, co rozprószy myśli mych dostatek?
Jedną chwilką.
Adam Mickiewicz