Śmiech oznaką rozpaczy

„Co będzie, gdy…? – Wtedy znajdziemy nowe mieszkanie i zamieszkamy tam razem. Co będzie, gdy przestanie świecić słońce? – Wtedy kupimy ogromną lampę”. Co będzie… co będzie… co będzie…?

Każda rodzina ma swoje sekrety. Im rodzina starsza, tym tajemnice mogą się okazać bardziej interesujące. A włoska rodzina od pokoleń zajmująca się produkcją makaronu? Tak, to bardzo pojemny sekretnik.

Dzień pierwszy. Lecce. Kolacja rodziny Cantone. Wieczór, stół pod gołym niebem. „To już trzeci kieliszek, Luciana! Te dzieci są za grube. Makaron musi mieć jakość, ale musi też wyglądać”. Do domu wrócił z Rzymu młodszy syn Tomasso. „Czwarty, Luciana! Phi… I nie mów do mnie »ojcze!«”. Wiemy, że sielanka przy stole nie potrwa wiecznie. Jest rodzinnie, włosko i prawdziwie. Serdeczność miesza się z uszczypliwościami. Ojciec choleryk, pozornie całkowicie podległa mu matka, ciotka-alkoholiczka, babka żyjąca swą niespełnioną miłością sprzed kilkudziesięciu lat…

Dzień drugi. Spotkanie rodzinno-biznesowe. Stół ustawiony w salonie. Dwaj bracia, siostra z mężem i córka wspólnika – Alba Brunetti. Służąca Teresa, półmiski na stole, czerwone błyski wina wypełniającego kieliszki. W jeden z kieliszków brzęknie Antonio, starszy z braci – i spowoduje w konsekwencji to, że zawiedziony w swych nadziejach ojciec osunie się ze stołka rażony lekkim zawałem. A jego młodszy brat Tomasso poczuje, że ziemia powolutku usuwa mu się spod stóp. Przyjmując przy tym kształt makaronu. Bo ilu synów-gejów może przypadać na jedną patriarchalną włoską rodzinę?
Kolejne dni. Ojciec w szpitalu. Antonio wyrzucony z domu. Tomasso z Albą Brunetti dba o rodzinny interes. Rodzina wspomina syna i szuka cech homoseksualnych u wyrzuconego Antonia. Matka znajduje jego zdjęcia z chłopakiem. Ojciec po wyjściu ze szpitala słyszy szydercze śmiechy całego miasteczka. Wcale nie są one złudzeniem. Babka o wszystkim wiedziała.

Tomasso wciąż uczy się makaronu: „Wiesz, jaki jest makaron, gdy zejdzie z taśmy?”, pyta go babka. „Nie wiem, ale spróbuję”. Jada kolacje z Albą, piją winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) i rozmawiają. Ojciec zamawia w restauracji szampana. Tomasso ukradkiem próbuje w fabryce ciepłe, jeszcze miękkie nitki spaghetti. Nie wiadomo, jak to się wszystko skończy, gdy Tomasso brzęknie pewnego wieczoru w swój kieliszek. Na razie jednak jest pozorny spokój. Trwa zawieszenie czasu. Z Rzymu przyjeżdżają koledzy Tomasso. Chora na cukrzycę babcia zajada się ciasteczkami. Jest chyba mądrzejsza niż większość jej rodziny.
Ponoć w życiu jeden przypadek na milion spełnia się z prawdopodobieństwem 99, 9 procent. Rzeczywistość musi mieć poczucie humoru, a przy tym nie lubi pustki. Gra, w którą gra Tomasso ze swoim chłopakiem Marco, „co będzie, gdy…”, to próba zaskoczenia świata, wyprzedzania jego dowcipów. Czasem się udaje, czasem nie. Ale zgadywać warto, bo zawsze wtedy czegoś się dowiadujemy – o sobie samych i o naszych współgraczach. Nawet jeśli pewne jest, że świat i tak jest bardziej zaskakujący niż nasze najśmielsze fantazje. Bo może uda nam się kiedyś trafić?
I jak mawiała babcia: „Nigdy nie pozwól sobie wmówić, kogo masz kochać i kogo nienawidzić. Zawsze ci źle doradzą”. Mine Vaganti Ferzana Ozpeteka to opowieść pozornie wesoła, a przy tym czasem bardzo serio, momentami ironiczna – a chwilami zbyt stronnicza. Ale niegłupia. Co nie jest w kinie takie oczywiste.

 

Mine Vaganti. O miłości i makaronach, 2010 r.
Reż.: Ferzan Ozpetek, obsada: Riccardo Scamarcio, Nicole Grimaudo, Alessandro Preziosi, Ennio Fantastichini, Ilaria Occhini, Carolina Crescentini, Elena Sofia Ricci.