W Tel Awiwie kończą się właśnie najważniejsze targi winiarskie Izraela.
Po dwudniowej peregrynacji szlakiem najlepszych win z butikowych winiarni Izraela wrażenia mam dwa – obydwa doniosłe. Pierwsze, że niezależnie od lepszych czy gorszych roczników najlepsi z najlepszych w tym zakątku świata potrafią wcale udatnie naśladować bordoskie i – co częściej nawet – rodańskie kupaże i z rzadka tylko (a szkoda!) porywają się na mniej sprawdzone rozwiązania (jak fantastyczne odmianowe carignanfrancuska odmiana czerwonych winogron uprawianych głównie ... (...) czy petit verdot). Drugie, że wszystko, ale to absolutnie wszystko, musi mieć tu silne nuty dębowe. Spośród 85 skosztowanych pierwszego popołudnia win odnotowałem dwa, które nie dojrzewały w dębinie (obydwa z Golan Heights Winery). Ufam, że to w dużym stopniu złudzenie wynikające z jak najbardziej zrozumiałej logistyki – winiarze pokazują bowiem dziennikarzom chętniej wina droższe niż tańsze: od rana kosztowaliśmy zatem głównie najdroższe, ciężkie i przesiąknięte lukrecją rezerwy. Z drugiej strony winiarze butikowi produkują często wyłącznie takie wina – rynek jest zbyt mały, by bawić się tu w wina codziennego użytku.
Ach, jeszcze trzecie. To chyba pierwsze targi, na których z ręką na sercu mogę powiedzieć: bardzo trudno tu trafić na kiepskie winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...).
Z Tel Awiwu
Michał Bardel