Nie da się ukryć. Nadchodzi Boże Narodzenie. Dla każdego znaczy ono co innego. Echa odległych smaków, które wołają nas już od progu. Rozgrzewające ciepło kolęd, tych pierwszych piosenek, których treść przyswajaliśmy wręcz intuicyjnie.
Twarze, głosy, dłonie, światła. Nawet ta uparta, syzyfowa samotność Kevina we własnym domostwie, zamiast irytować – rozczula. W ten jeden jedyny dzień w roku, bardzo ciepły, choć grudniowy, jedziemy z Chrisem Rea do domu na Święta i jakoś nam się tak nostalgiczniej stoi w korku. Ktoś zapyta – ale gdzie tu miejsce na piwo?
Ano, oczywiście pod choinką, odpowiem. Bo prawdziwemu wielbicielowi piwa ciężko wyobrazić sobie wspanialszy prezent, który zepnie ten wyjątkowy czas złotą klamrą. A jeśli ktoś nie gustuje w tego typu przyjemnościach, zawsze może przeznaczyć świętego Bernarda dla świętego Mikołaja, zamiast wystawianych anglosaskim zwyczajem mleka i ciasteczek. Taki poczęstunek nadworny biskup coca-coli zapamięta na długo i za rok przyłoży się w dwójnasób do zorganizowania prezentu marzeń. Browar St. Bernardus znajduje się w miasteczku Waou w zachodniej Flandrii. W XIX wieku zakonnicy opactwa Catsberg opuścili Francję w obawie przed nasilającym się antyklerykalizmem. Mnisi przez długi czas robili sery dla Belgów, ale podczas międzywojnia uznali, że sytuacja w ich ojczyźnie unormowała się na tyle, że można wracać. Evarist Deconinck postanowił przekształcić opuszczoną mleczarnię w browar i od lat 50. rozpoczęto warzenie piwa na kontrakcie dla opactwa św. Sykstusa (legendarne Westvleteren). Główny piwowar z Westvleteren Mathieu Szafranski (pochodzenie polskie) osobiście nadzorował produkcję. W 1992 r. trapiści postanowili jednak, że piwo sprzedawane pod szyldem ich zakonu może być produkowane tylko w klasztornych murach. Kontrakt wygasł, a browar musiał poszukać sobie nowej nazwy. Produkuje wyśmienite piwa, między innymi St. Bernardus Abt 12, które znawcy uważają za bliźniaczo podobne do „kuzyna” Westvleteren 12, a część znawców (pochodzenie belgijskie) wręcz za lepsze od oryginału. Nie wdając się w tę jałową polemikę, jest jednak, bez dwóch zdań, dużo łatwiej dostępne.
St. Bernardus Christmas Ale to piwo warzone wyłącznie w okolicach zimy. Jest typowym ciężkim, klasztornym piwem w stylu quadrupel (czwórniak) o dziesięcioprocentowej zawartości alkoholu. Gęsty bursztynowy płyn w otoczeniu choinkowych światełek połyskuje złocistymi refleksami, w których przy odrobinie wysiłku można zobaczyć własne wspomnienia. Zapach przywodzi na myśl najlepsze chwile spędzone z rodziną, jest wymownie świąteczny, owocowy, przeładowany przyprawami, o słodkich, drożdżowych nutach. Smak to kwintesencja Świąt Bożego Narodzenia. Musi się tam znaleźć posmakposmak jest ostatnim wrażeniem, jakie pozostawia w ustach k... (...) rozgrzewającego grogu, nuty puddingu śliwkowego, świątecznych ciast, owoce kandyzowane i cały wór przypraw korzennych. Gdyby Ebenezer Scrooge wypijał w okresie świątecznym kilka butelek tego piwa, byłby najlepszym człowiekiem na świecie, a Dickens musiałby poprzestać na opisaniu Davida Copperfielda i Klubu Pickwicka.
Jak już wspomniałem, Święta dla każdego znaczą co innego. Inaczej pachną, smakują, brzmią i wyglądają w każdym domu. Gdyby jednak ktoś z nas jechał jak Chris Rea i nie mógł do tej świątecznej Itaki dojechać, może być pewien, że zamknięty w butelce St. Bernardus dżin jest w stanie przywołać to wszystko. Chociaż niełatwo będzie wytłumaczyć się drogówce z takiego „jednego piwa”…
Wesołych Świąt!