Tradycja chadza różnymi drogami

 

W moim rodzinnym domu w największym pokoju stoi stół. Mebel to nie byle jaki, bo jeszcze po pradziadkach. Gdy jest całkowicie rozłożony, ma niemal cztery metry długości – w sam raz na świąteczne spotkanie.

 

Stół ma na oko ze 120 lat! Potężne rzeźbione nogi i wielki blat. Można go rozsuwać i powiększać – o jedną, dwie lub trzy deski. Kiedyś do kompletu były adamaszkowe obrusy z monogramem prababki. Szyte na miarę, tak by pasowały do każdej wersji stołu. Największego już nie ma, odkąd podczas pewnej Wigilii wujek wylał na niego talerz pełen barszczu. Bo u nas na Wigilię zawsze jest barszcz. Taka tradycja.

Ustalony porządek

Fot. Gracey/mogruefile.comPamiętam z dzieciństwa – tradycja, a szczególnie świąteczna, bożonarodzeniowa, była dla nas – dzieci – czymś najważniejszym. Już na dzień lub dwa przed Wigilią rozpoczynały się powtarzane corocznie rytuały. Zakupy zawsze w tym samym miejscu na targu, zawsze te same talerze, sztućce, naturalnie te same potrawy i ciasta. Z gramofonu słychać było kolędy śpiewane przez zespół Mazowsze lub Irenę Santor. Tato naprawiający często psujące się radzieckie oświetlenie choinkowe. Krzyk, bieganina, kuchenny rozgardiasz, coraz większe napięcie i oczekiwanie. Nawet sakramentalne ostrzeżenie mojej mamy: „Jak się w tym momencie nie uspokoicie, to nie siądę z wami do Wigilii”, było u nas swego rodzaju obowiązkowym rytuałem.
Potem wszystko według ustalonego planu. Przyjeżdżała rodzina – jak zawsze chwilkę spóźniona, przed wigilijną wieczerzą świece zapalone w starych świecznikach i opłatek ułożony na starym talerzyku, używanym tylko raz w roku właśnie w tym celu.
Wszyscy uroczyście ustawieni wokół stołu, słuchający fragmentu ewangelii, potem chwila na życzenia, łamanie się opłatkiem i… zasiadamy. Tu powinienem opowiedzieć, co jada się u mnie w domu podczas tej najuroczystszej kolacji. ale tego nie napiszę – bo przecież u każdego je się coś innego, trochę inaczej. I dobrze – bo tradycja to coś indywidualnego dla każdego z nas.

Zupa rybna czy łosoś pod beszamelem?

Pytanie tylko, czy warto mocno trzymać się tradycji? Na pewno nie za wszelką cenę. Wrócę jeszcze na chwilę do przykładu mojej rodziny. U mamy w domu na Wigilię obowiązkowo była zupa rybna – potrawa, której wszyscy poza dziadkiem nie cierpieli. Babcia, która ją co roku gotowała, nie brała zupy do ust. Ale tradycja to tradycja.
Z drugiej strony znam takie rodziny, które wigilijną wieczerzę zaczynają od… łososia i brokułów pod beszamelem. Jeśli ktoś lubi to pyszne danie, to dlaczego ma go nie podać na wigilijny stół? Przecież to ma być najwspanialszy, najsmakowitszy i najbardziej uroczysty posiłek w całym roku.
Długo się do niego przygotowujemy. Gdy jesienią zbieramy grzyby, to kapelusze tych najpiękniejszych suszymy osobno – będą na Wigilię. Po kiełbasę (przeznaczoną na drugi dzień Świąt) jedziemy na wieś do konkretnego „chłopa”, który robi najlepszą. Jajka kupowane są na targu. Gdzieżby komuś przyszło do głowy, żeby na co dzień tłuc się przez całe miasto dla kilku wiejskich jaj lub innych sprawdzonych produktów. Ale ten wieczór ma być wyjątkowy. Gdy wszystkie potrawy są gotowe, wyciągamy nasz najlepszy obrus, odświętną zastawę, wypolerowane sztućce i świeczniki. Przystrajamy stół, przystrajamy mieszkanie, a i sami staramy się w tym dniu wyglądać odświętnie i uroczyście. I tak być powinno, bo to też okazanie szacunku dla tradycji naszych przodków oraz utożsamianie się z wartościami i duchowym wymiarem Świąt, podczas których cieszymy się z nadejścia Zbawiciela.

Sakramentalne pytanie

Właściwie pytanie brzmi: czy na stole powinno się znaleźć winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...)? Wiele osób uważa, że Wigilia winna być bez alkoholu. Zapewne dlatego, że przecież przez lata wódka była jedynym trunkiem, który towarzyszył polskim posiłkom. Przy mocnych alkoholach człowiek robi się głośny, czasem zbyt dynamiczny, a to przecież czas zadumy i spokojnego bycia razem – dlatego w większości domów nie podaje się w tym dniu wódki.
Fot. Stian A. UlriksenAle z winem jest przecież zupełnie inaczej… Dzięki niemu starannie przygotowywane potrawy będą  smakowały nam jeszcze lepiej. Skoro ma być smacznie, to dlaczego nie wypić lampki dobrego solidnego rieslinga do naszego karpia czy – jak kto woli – łososia? Jestem też przekonany, że gdy już po wieczerzy siądziemy do wspólnego śpiewania kolęd i na stole pojawią się serniki oraz makowce – całość doskonale uzupełni lampka tokaju czy madery. Nie chcę tu pisać o dobieraniu win do konkretnych wigilijnych potraw – o tym mogą państwo poczytać na naszej stronie internetowej. Chcę jedynie zachęcić, by wino pojawiło się na wigilijnych stołach. Oczywiście to tylko sugestia – Święta są długie – jeżeli ktoś woli wina i alkohole pozostawić na później, to niech tak będzie. Proszę tylko – nie dajmy się zamęczyć tradycji: nie katujmy się zupą rybną i nie wzbraniajmy przed brokułami pod beszamelem.
W tym świątecznym numerze, na kolejnych stronach znajdą państwo opowieści o świętach w różnych krajach europy. W jednych pija się wino, w innych je się podczas Wigilii kiełbasy i jagnięcinę, gdzie indziej przestrzega ścisłego niemal postu. Są pomysły, przepisy. A ja zachęcam do otwarcia się i skorzystania z nich. Może niekoniecznie 24 grudnia, ale pierwszego czy drugiego dnia Świąt, może na sylwestrowy lub noworoczny obiad – kto wie? przede wszystkim pamiętając o tradycji, bądźmy otwarci na innych oraz ich pomysły na świąteczny czas. Bo przecież właśnie o to w tych Świętach chodzi. Spokojnych i smacznych Świąt!