Wina millenialsów, czyli Instagram rządzi

Wina millenialsów, czyli Instagram rządzi
Fot. shutterstock / Look Studio

Wśród mediów społecznościowych największy wpływ na nasze zachowania przy wyborze wina ma Instagram. Media społecznościowe – co oczywiste – nie ominęły także rynku winiarskiego i, szerzej, alkoholowego. Jednak ten właśnie rynek powinien ostrożnie podchodzić do sprawy.

W tym wypadku nie chodzi o fakt, iż codziennie korzystamy z Facebooka, Instagrama czy Twittera, ani nawet o pojawiające się tam masowo reklamy różnych flaszek, co w większości krajów w regularnej prasie jest niedozwolone (a nawet ścigane z urzędu), ale o nowy zawód influencera.

Ile jest warte #wino

W różnych dziedzinach życia obserwujemy to zjawisko od dawna, zaś influencerzy to osoby o znanych w różnych branżach nazwiskach lub też właściciele najpopularniejszych profilów i stron. Tam publikują oni „swoje” opinie na temat różnych produktów, zachęcając nas do ich zakupów.

Dionizos Bachus młody bóg wina
Co bóg wina zamówiłby dziś w barze?

Piszę „swoje”, bo coraz częściej okazuje się, iż za tymi „prywatnymi” opiniami stoją wielkie pieniądze. Jest to zatem forma reklamy bezpośredniej.

Prasa branżowa pisze, że w tej dziedzinie mamy do czynienia z prawdziwą gorączką złota. Magazyn „Forbes” ocenia, iż tylko na platformie Instagram wpompowano w zeszłym roku 1,6 miliarda dolarów, w 2019 ta suma urośnie do astronomicznej kwoty 2,38 miliarda dolarów.

Pułapki na… marketingowców

„Wiele osób nadal wybiera wina na podstawie etykiety. Jeśli jest coś, do czego mogą się odnieść, to do jej widoku na Instagramie!” – mówi Kristy Summis, założycielka i szefowa kalifornijskiej agencji influencerskiej CLEVER. Dodaje też, że pokolenie „baby boomers” (a więc osób urodzonych w czasie wyżu demograficznego po II wojnie światowej) starzeje się, dlatego winiarnie szukają dziś klientów wśród tzw. millenialsów. A dla tych używanie platformy Instagram to mus.

Ale Summis mówi również o tym, iż Instagram ma swoje ograniczenia. Popularność na Instagramie zależy od ruchu na danej stronie, a więc liczby odwiedzin, odpowiedzi, wpisów czy komentarzy. Wielu influencerów generuje sobie sztuczny ruch, kupuje „lajkowiczów”, itp. Niektóre firmy winiarskie próbują więc wynajmować specjalistyczne agencje do zbadania faktycznego ruchu na stronach interesujących ich influecerów, by odsiać naciągaczy. Jednak jest to czasochłonne i kosztowne.

Mamy więc do czynienia z dwoistym rynkiem – z jednej strony są winiarnie ze swoimi produktami, które koniecznie chcą zaistnieć. Zaś z drugiej mamy wielkie grono influencerów, którzy chcą uszczknąć jak najwięcej z worka pieniędzy, który oferują wytwórcy. Prostego i dobrego wyjścia nie ma, bo brak wzajemnej kontroli. Najczęściej pozostaje więc eksperymentowanie, czyli metoda prób i błędów.

Źródło: m.in. Meininger’s Wine Business International

Szklana rewolucja?

Media społecznościowe – przyspieszenie!

Walka o duszę. Kalifornia