Amerykański shutdown zatacza coraz szersze kręgi. Budżetówka nie dostaje wypłat już od ponad miesiąca. Co gorsza – na horyzoncie nie widać żadnych rozwiązań, bowiem spór pomiędzy Izbą Reprezentantów a prezydentem Trumpem to kwestia prestiżu. Wielki uszczerbek ponosi też branża winiarska.
Według ocen firmy S&P Global Ratings, jeśli spór potrwa jeszcze jeden tydzień, branża straci około 5,7 miliarda dolarów, czyli tyle, ile ma kosztować „wielki, piękny mur”, jak go określa Trump.
TTB – nie ma takiego numeru
Spór dotyczy obiecanej przez prezydenta jeszcze przed wyborami budowy muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej. Izba Reprezentantów, w której ostatnio przewagę zdobyli demokraci, stanowczo się temu sprzeciwia. W odwecie Trump nie podpisał budżetu dla pracowników federalnych, więc nie dostają oni wypłat.
Informacje płynące ze świata są coraz bardziej przerażające – w mediach widać kolejki ludzi przed okienkami wydającymi darmowe posiłki. Amerykanie, co może dziwić część Europejczyków, w ogromnej większości nie mają odłożonych żadnych pieniędzy na czarną godzinę – z reguły wszystko wydają na spłatę kredytów i bieżące opłaty. W dodatku pensje za oceanem wypłaca się jako tygodniówki, co sprawia, że problemy finansowe dotykają ludzi błyskawicznie.
Leaving the March for Life and ran into this: Chefs offering free food and coffee to federal workers and their families.
It’s a long line. pic.twitter.com/k7hBSz9Oqg
— Jack Jenkins (@jackmjenkins) 18 stycznia 2019
Winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) nie jest dziś produktem pierwszej potrzeby i mało kto zawraca sobie nim głowę w obliczu kryzysu. Jednak branża winiarska w Stanach Zjednoczonych ponosi coraz większe straty. Przede wszystkim nie można obracać nowym winem, bo każda etykieta musi być zarejestrowana w TTB (Alcohol and Tobacco Tax and Trade Bureau), a biuro jest nieczynne. Tymczasem powinna już ruszać sprzedaż rocznika 2018, co bez rejestracji nie jest możliwe. Nie jest możliwe nawet przewiezienie wina do magazynów w innym stanie! TTB aprobowało w zeszłym roku 192 tysiące etykiet, w tym – ani jednej. Większe winiarnie bronią się, wyprzedając starsze, zabutelkowane roczniki. Mniejsze – jak się przypuszcza – zaczną wkrótce upadać.
Co z nauką?
Co bardzo charakterystyczne dla Stanów Zjednoczonych (i do czego przywiązani są Amerykanie), praktyka podatkowa w stanach i hrabstwach jest bardzo przejrzysta i łatwa do sprawdzenia. Można łatwo policzyć, że w wielu rejonach Kalifornii jeden dolar podatku od sprzedaży palety przeciętnego wina (56 kartonów o wartości 12,5 tysiąca dolarów) przeznaczony jest na utrzymanie miejscowej… szkoły podstawowej. Jeśli więc kalifornijscy giganci nie mogą sprzedawać nowego rocznika, oznacza to, że wkrótce ucierpi na tym także edukacja miejscowych dzieci.
W podobnej sytuacji są wszyscy eksporterzy na świecie – żadne nowe wino nie może wjechać na obszar celny USA bez zrejestrowanej wcześniej etykiety. A przecież Stany Zjednoczone to największy importer wina na świecie. Problem zaczyna przeradzać się w dramat między innymi dla producentów win różowych, których ogromna większość już powinna stać na półkach.
Co gorsza – i w Europie, i za Oceanem rozpoczął się gorący sezon targowy, a Amerykanie nie mogą na nim pokazywać swoich win. To może oznaczać brak nowych kontraktów i klęskę całego rocznika.
Zdjęcie na stronie głównej: Bruno Figueiredo / Unsplash.