Nazwa konkursu wskazuje, że głównymi rozdającymi w nim karty są dwie kultowe lokalne odmiany – biała malvazija istarska i czerwony teran, wszak Istria to ich dom rodzinny. Jednak to konkurs międzynarodowy, więc na naszych kartach degustacyjnych pojawiały się najrozmaitsze wina, od pinotów i refošków po cabernety, jak i sporo win kupażowanych. Walczyliśmy z ich ocenami przez cztery dni.
Szefową konkursu, który odbywał się w hotelu Parentium w nadmorskim Poraču, od lat jest wielka specjalistka od tego rejonu Europy i towarzyszka kilku wspólnych wypraw winiarskich Caroline Gilby MW, której wziętą książkę, jedyną tak profesjonalną o tej części naszego kontynentu, The Wines of Bulgaria, Romania and Moldova recenzowaliśmy w magazynie „Czas Wina”. Na zawodach pojawiło blisko sześćset próbek z dziesięciu krajów, w tym aż 273 malwazje, które w żadnym innym miejscu na świecie nie są tak dopieszczane. Zwłaszcza, że ostatnie badania DNA pokazują, iż wiele odmian o tej nazwie nie jest ze sobą w ogóle spokrewnionych, ale nic to – malwazja to malwazja, sztuka jest sztuka. Zresztą właśnie na tej różnorodności organizatorom również zależało.
Oceną zajęło się aż siedemdziesięciu sędziów z piętnastu krajów, choć część się wymieniała, a na sali było nas jednocześnie około czterdziestu. Punktacja należała do grupy tych najostrzejszych: srebro – 85 punktów, złoto – 90, platyna – 96.
Zdawałoby się, że to konkurs jak wiele mu podobnych, a jednak jest kilka cech, które go zdecydowanie wyróżniają. Zaś przede wszystkim to, iż chorwaccy winiarze zsyłają tu swoje najlepsze wina, choćby mieli ich już resztki; wszyscy, także ci uznani za najlepszych od dawna. W dodatku odwiedzani w czasie popołudniowych objazdówek winiarze mówili o tym wprost, jak bardzo im zależy na konkursowych ocenach.

Zmorą innych konkursów jest oczywisty fakt, iż nie pojawią się tam wina od najbardziej uznanych wytwórców – raz, że winiarnie boją się przypadkowej wpadki, dwa – nie muszą tego robić, bo mają wyrobioną markę i po ich wina czeka się w długiej kolejce, więc zwycięskich naklejek nie potrzebują. Vinistra ma więc i tę zaletę, że można mieć głęboki wgląd we wszystko to, co robi się na Istrii najlepszego.
Ciekawostką jest też niezwykły sposób wybierania tzw. championów – najlepszych win w poszczególnych kategoriach. Wszędzie odbywa się to z automatu, po prostu tytuł dostają te wina, które dostały najwięcej punktów w swojej grupie, tu jednak organizatorzy wybrali inną, atrakcyjniejszą drogę. Na koniec sesji, wszyscy sędziowie na sali dostają (w ciemno oczywiście) zestaw próbek kilku win (3–6), które były najwyżej ocenione w jakiejś kategorii. Zrazu myślałem, że to pewien żart, ale szybko przekonałem się, że to faktycznie bardzo istotny punkt zawodów, a w dodatku budzący wiele często wyrażanych bardzo żywiołowo emocji! Z każdą otwieraną przez Caroline Gilby karteczką, na której bezimiennie każdy wstawiał jedynie przypisaną do próbki literę alfabetu, napięcie na sali rosło, a już skupienie sięgało zenitu, kiedy dwa osiągały remisową punktację (zdarzyło się to aż dwukrotnie!). Wtedy Caroline bowiem odsłaniała własną, zapisaną wcześniej punktację, co przeważało szalę – wówczas jedni żywiołowo bili brawo, inni zaś bardzo głęboko wzdychali nad losem swego przegranego faworyta. Było w tym nieco zabawy, ale same oceny nadzwyczaj poważne i walka do końca fair. W sumie – świetny pomysł.
Konkurs był świetnie zorganizowany, nie mieliśmy specjalnego stresu czasowego, oceny biegły swoim nieśpiesznym tempem, sprawnie i spokojnie. Popołudnia sędziowie spędzali na wizytowaniu najlepszych winiarni na półwyspie, często degustując także inne lokalne specjały, a zwłaszcza oliwy, bo one i winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) to często na Istrii interes sprzężony.