Wino i Francja

Naukowej książki historycznej nie da się streścić, bo z każdą przewracaną kartką dostajemy nową opowieść lub kolejny jej fragment.

Książkę historyczną można zawsze poszerzyć o kolejne szczegóły, ale wtedy pojawia się strach, że zabrniemy w ślepy zaułek i dojdziemy do niekończących się cytatów źródłowych – czegoś, z czego możemy wprawdzie korzystać, ale nie czytać. Czytać z wielką przyjemnością. Tej „Historii wina francuskiego” można by raczej zarzucić zbyt dużą zwięzłość, ale czyta się to rewelacyjnie, bo Rod Philips wyśmienicie potrafi syntetyzować i wyciągać wnioski z przepastnych archiwów.

Zna się na tym i ma warsztat, bo na co dzień jest profesorem historii na Uniwersytecie Carleton w Ottawie. A w dodatku jest biegły w winie – opublikował już kilka cenionych książek na ten temat. Tutaj oparł się głównie na dziejach trzech najważniejszych regionów francuskich: Bordeaux, Burgundii i Szampanii, stąd pewien niedosyt, ale – nie bójmy się – zagląda także porównawczo i wyrywkowo w inne rejony.

Nie będę więc streszczał dzieła, pokażę wybiórczo, co najbardziej mnie ujęło przy pierwszej lekturze. Zajrzałem zatem do rozdziału o początkach szampanów, gdzie autor bez żadnej kazuistyki wskazuje na Anglików i Christophera Merreta jako wynalazców tego trunku. Philips pokazuje, że jako zawodowy historyk zajmuje się wyłącznie faktami, a nie emocjonalnymi sporami. Bardzo ciekawe są natomiast jego dywagacje, czy raczej przypuszczenia (oparte na ówczesnych relacjach) co do powodów zaistnienia win musujących właśnie na Wyspach Brytyjskich. Otóż tamtejszym – i to powszechnym – zwyczajem było dosładzanie wina w szynkach przed sprzedażą, aby nie było zbyt ostre i kwaśne. Znamy ten zwyczaj także z imienin u naszych cioć. Stąd więc w Anglii część importerów, tych, którzy już wtedy rozwozili wina w butelkach, zwykło dosypywać cukru wprost do flaszek lub większych pojemników przed zakorkowaniem i pewnie w części z nich zawartość zafermentowała wtórnie, dając pierwszego „szampana”.  To nie są fakty, co oczywiście Philips podkreśla, a jedynie broniąca się poważnie hipoteza, w każdym razie lepszej na razie nie mamy.

W książce jednak najbardziej wstrząsnęły mną fakty dotyczące dramatycznego okresu plagi filokserygatunek mszycy, niezwykle groźny szkodnik winorośli.Atak m... we Francji, a zwłaszcza całkowitej indolencji władz w podejściu do problemu, a także nieprawdopodobna wręcz znieczulica, głupota i brak solidarności między regionami (i winogrodnikami) w obliczu rozlewającej się po kraju tragedii.
Zrazu najbardziej doświadczona została Langwedocja i Rodan, ale właśnie tam najwcześniej rozpoczęto eksperymenta z hybrydami i szczepieniem winorośli. Producenci z Bordeaux (a później z Burgundii i Szamapanii) uznali te zabiegi za „nietradycyjne” i zakazali takich praktyk, i to, co robiono w Langwedocji, mieli z grubsza gdzieś, albowiem tamtejszych wyrobów w ogóle za „prawdziwe” wina nie uznawali. Parlamentarna komisja do spraw filoksery, która okazała się prawdopodobnie najgłupszym ciałem w historii winiarstwa w ogóle (miast działać, wymyślała kordony sanitarne między regionami!), w 1870 roku wsparła to urzędowym zakazem, mimo iż połowa winnic bordoskich nie dawała już oznak żadnego życia, a większość pozostałych była zaatakowana przez filokserę. Winiarze w Burgundii – mocno już nadgryzionej przez szkodnika – twierdzili w raportach do władz, że nie wiedzą, o co się w ogóle rozchodzi. Uznawali (po cichu), że zmiana pogody zmieni obrót spraw (sic!).

Mieszkańcy Szampanii (zmasakrowanej dopiero po 1890 roku) pisali, że „istnienie filoksery nie zostało wystarczająco udokumentowane” (sic!) oraz że jest to „wymyślona choroba”. Kiedy do Chenôve w Burgundii (obok Marsannay) przyjechała ekipa, by pomóc w opryskiwaniu winnic, motłoch winiarzy zwyzywał ich od „łajdaków i szuj, których trzeba się bać bardziej niźli filoksery” i posłał ich do diabła.

Co także zadziwiające i niezbyt chyba oczywiste – w czasie filoksery obrót winem, a więc i jego sprzedaż we Francji wcale nie zmalały drastycznie! Jeśli spojrzeć na tabelę na stronie 169, widać, iż sprzedaż wina w roku 1860 (a więc przed filokserą) była taka sama jak w roku 1910 (kiedy się z nią w zasadzie uporano). Zaś w roku 1874 (w oku cyklonu) była rekordowa, ponad dwukrotnie wyższa niż przed plagą! I sięgała poziomu niemal 90 mln hektolitrów rocznie – coś zupełnie nieprawdopodobnego! To także dwukrotnie więcej niż dzisiejsza produkcja tego kraju.

Rod Philips wyjaśnia to skrupulatnie – oto import win m.in. z Włoch, Hiszpanii i Algierii oraz innych krajów wzrósł gwałtownie, skokowo. A więc popyt napędził wielki import – do czasu oczywiście, kiedy inne kraje dopadła plaga. Cierpieli winiarze, konsumenci zaś – nie. Obraz Francji, jaki znamy z innych książek, bądź też domyślaliśmy się go, obraz wielkiej winiarskiej posuchy, zamykanych szynków i ludzi raczących się wodą, nie jest do końca prawdziwy. I – co równie zajmujące – kiedy rodzime winiarstwo zaczęło stawać na nogi, w kraju wybuchały masowe zamieszki pomiędzy producentami a importerami – ci drudzy (których musiała być znaczna liczba) zaczęli tracić ekonomiczny grunt pod nogami, pierwsi zaś domagali się ograniczeń wolnego zwożenia zagranicznych win.

I tylko z jednym stwierdzeniem autora zgodzić się nie mogę. Otóż takim, reklamowym, umieszczonym na skrzydełku obwoluty. „Przez wieki winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) było związane z Francją bardziej niż z jakimkolwiek innym krajem” – dla mnie to nie brzmi przekonująco. Współczesna sława win tego kraju ciągle zdumiewa, ale nie znaczy to, że jakikolwiek lud Bliskiego Wschodu i Europy Południowej ma tu mniejsze zasługi. Wino pito masowo i codziennie w Fenicji i Palestynie, a potem w Grecji i Rzymie na dwa tysiące lat wcześniej, niż określenie „Francja” pojawiło się na mapie, i to stamtąd nad Sekwanę, Rodan i Żyrondę przywędrowało. To stwierdzenie nie pojawia się w samej książce i być może nie jest to w ogóle zapis autora, a tylko wydawcy. Jakkolwiek jest, pozostaje to zupełnie nieistotne dla samego dzieła. Jest doprawdy wyborne, czyta się wyśmienicie i każdemu polecam tę lekturę. To nie będzie stracony czas!

French Wine. A History
Rod Philips

University of California Press 2016
Cena: 33,20 dolarów (amazon.com)