Wino i luksus

Wśród natrętnych pytań na ten szczególny temat, jakim jest luksus, pojawia się i takie: czy winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) może być uznane za produkt luksusowy?

Widząc, jak szybko najważniejszym tygrysom tego biznesu urosły pazury, moglibyśmy odpowiedzieć, że tak. Ale gdy uważnie popatrzymy, jak zmienia się ten „przemysł”, możemy wpaść w małe zakłopotanie.

Podobnie jak perfumy czy chusty, wino ma swoich „guru”, swoje gwiazdy, a nawet swoich antyglobalistów. Ma nawet własny sezon pokazów i salonów. W marcu i kwietniu ostro buzuje w regionie Bordeaux, między innymi dlatego, że przedstawiane są tam wina en primeur(fr.) system sprzedaży stosowany głównie w Bordeaux i pra... (...). Chodzi o wina z ubiegłego roku, ale mówimy: z poprzedniego rocznika, jeśli nie chcemy wyjść na prostaka, co byłoby raczej mało luksusowe…

Fot. AWICProgram dla „kronikarzy”

To jeszcze bardziej głupkowate i pyszałkowate niż pokaz mody! Fanatycy z każdego zakątka globu zjeżdżają się, by spróbować win nie całkiem jeszcze zrobionych, tuż po fermentacji. Orzekają przy tym w sposób ostateczny i arbitralny o produktach, które przecież nie ujrzą światła dziennego przed upływem kolejnego roku.
Prowadzi to do wniosków w rodzaju: „wspaniały rocznik 1990, będzie dojrzewał przez 15-20 lat”. Jeżeli przypadkiem akurat pozostało Państwu w piwniczce coś z tego rocznika, należy udać się tam szybko w celu zastosowania opieki paliatywnej.
Wydaje się, że przy okazji takich pokazów doprowadza się luksus do szaleństwa. Dlatego niektórzy producenci nie wahają się „fabrykować” próbek pod upodobania „kronikarzy”. W przypadku ciuchów, stwarza się okazję tej czy innej „kronikarce” do ponoszenia sobie tego czy innego wzoru zanim zrobią to jej koleżanki po fachu. W świecie wina luksus jest jeszcze potężniejszy, bo… szykowany na miarę.
Jak niesie wieść, pewna lokalna firma informatyczna oferuje program komputerowy pozwalający tworzyć różne próbki pod różnych „kronikarzy”. No tak. Gust i smak, powiedzmy, jakiegoś adwokata jest inny niż gust i smak handlarza winem. I odwrotnie. A wyobraźcie sobie Państwo, że ci panowie są na dodatek różnej narodowości, a każdy ze swej strony posiada przemożny wpływ na określony, niemały rynek.
Trzeba więc ich dopieszczać pod groźbą ukazania się negatywnych doniesień mogących położyć całą kampanię marketingową en primeur. Zapomniałem wspomnieć, że przy tej okazji właściciele winnic sprzedają zbiory pokazane podczas degustacji. Cena zależy w znacznej mierze od opinii kilku „guru” (jest ich najwyżej dziesięciu na świecie). A więc jeszcze gorzej niż w szmatkach, bo aż tak niewielu ludzi ma wpływ na ekonomię całych regionów.
Ale czy to luksus? Oceńcie Państwo sami. Mnie przychodzi do głowy pewna myśl… Wydaje mi się, że nawet wśród tych, którym przypodobać się chcą gazety całej kuli ziemskiej, nawet tu trafiają się wina wyjątkowe.

Ciężka gwiazda

Jakiś czas temu Pan P., właściciel bardzo dorodnej „stajni”, zaprosił do ekskluzywnej restauracji prasę „specjalistyczną”, aby przedstawić swoje najnowsze roczniki. Tenże poczciwy człowiek uznawany jest za gwiazdę wzgórza Saint-Emilion i to świecącą pełnym blaskiem, bo jedna z jego najbardziej znanych posiadłości leży na piaskach tej apelacji. Wydaje się, że nie jest to najlepszy terroir, by robić wielkie wina, ale przy odrobinie zawziętości, talentu i dużej, „bardzo dużej odrobinie” środków finansowych wszystko jest możliwe.
Historia Zamku M. należącego do Pana P. jest typowa. Przez całe lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte była to też gwiazda winiarstwa. Nie dzięki cenom, bo w tamtych czasach nawet drogie wina były dostępne dla ludzi, lecz dzięki znakomitej dystrybucji. Niemal każda belgijska restauracja miała w swojej karcie wina Zamku M. A potem? Potem zmieniała się moda, wina gdzieś uleciały, ich styl zrobił się ciężki, a ówczesny właściciel nie mógł lub nie chciał podążać za duchem czasu.
Fot. Christophe MousterStąd właśnie powolne zanikanie tych win. Trwało tak do momentu, kiedy dobra wróżka pochyliła się nad maleńką żabką. Trzeba było mieć niezłego nosa, żeby kupić sobie to maleństwo i uczynić z niego waleczne zwierzę wyścigowe, którym jest dzisiaj.
Niczego nie zaniedbano. Głęboko przeorano podłoża, częściowo przerobiono winnice, sprowadzono urządzenia techniczne według najnowszych tendencji mody i – co najważniejsze – u wezgłowia chorego zebrano drużynę marzeń. Coś jak w ekipie Formuły 1: najlepsi na najlepszym miejscu. Bez marudzenia, przy zastosowaniu praktycznie idealnych środków. I oto rezultat. Dla tych, co lubią wina mocne, bogatebogate – termin degustacyjny na określenie wina, w który... (...), rzec można obfite, z tą specyficzną ostrością: i zamkową, i bordoską.
Na to wszystko zlecieli się najważniejsi „kronikarze” winiarscy z Ameryki i… notowania win z Zamku M. poszybowały do poziomów, o których nie śniło się filozofom. Oczywiście, była zgoda na tak wielkie inwestycje, zabiegi były kosztowne, ale przedsięwzięcie zrealizowano niesamowite. Zabawne, bo wydaje mi się, jakbym opisywał historię jakiegoś domu mody. Tyle że – w odróżnieniu od ciuchów – marketing winiarski ma jeszcze trochę wspólnego z jakością „tkaniny”.

Zbiór na stole

Weźmy należący do tej samej firmy Zamek P. – pierwsze grand cru(fr.) zbiór, obszar uprawy, parcela, działka.Przeważnie n... classé. Jego historia jest nieco inna niż Zamku M. Tutaj terroir uważany jest za jeden z najlepszych w apelacji, ale już co do samej winiarni zastosowano podobne środki. Oczywiście nie powielano tego samego modelu całkiem bez zastanowienia. Został dostosowany, ale główne kierunki zachowano.
A więc znakomity technolog winiarski, dobry enolog i kilka zabiegów szczególnych. Na przykład zielony zbiór, czyli na miesiąc przed winobraniem obcina się część niedojrzałych winogron, by pozostałe lepiej dojrzewały. Winobranie odbywa się oczywiście ręcznie, każde grono przeglądane jest na specjalnym stole, zanim trafi do winifikacji, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Wszystko to kosztuje, co oczywiście przekłada się na cenę dla konsumenta, czyli końcowego odbiorcy. Pamiętajmy, że aby obraz produktu uczynić jeszcze bardziej doskonałym, w winiarni uprawia się pełną „reżyserię” i „scenografię” ze specjalnym oświetleniem, budowlami autorstwa najlepszych architektów, słowem – całe to piękne „opakowanie”.
Nie zmienia ono zasadniczo jakości produkowanych win, ale dodaje im uroku i czarowności. Czy nie jest to cena luksusu? Tym bardziej że gdy coś jest dobre i nam się podoba, nie przejmujemy się specjalnie rachunkami…

Tłumaczenie i redakcja: Szymon St. Kamiński

Artykuł ukazał się w „La Libre Essentielle” 25.03.2005