Stephan Komandarev jest jednym z najwybitniejszych bułgarskich reżyserów filmowych, a także autorem scenariuszy i producentem większości swoich filmów. Obie jego ostatnie pełnometrażowe fabuły wyświetlano na Warszawskim Festiwalu Filmowym.
Świat jest wielki, a zbawienie czai się za rogiem otrzymał Specjalną Nagrodę Jury w 2008 roku, był także bułgarskim kandydatem do Oscara. Najnowszy film zatytułowany jest Dzień sądu. Po pokazie premierowym spotkaliśmy się, aby porozmawiać o filmach i winie w dzisiejszej oraz dawnej Bułgarii.
Łukasz Wojnarowicz: Czy istnieją jakieś filmy bułgarskie z winem lub kuchnią bułgarską w roli głównej?
Stephan Komandarev: Nie powstał jeszcze taki film. Jednak w moim poprzednim obrazie Świat jest wielki, a zbawienie czai się za rogiem winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) było jednym z kluczowych elementów scenariusza. Dziadek głównego bohatera zastąpił nim leki antydepresyjne, od których był uzależniony jego wnuk. To pokazuje moje zdanie o znaczeniu dobrego wina w rozwiązywaniu problemów psychicznych. Według mnie wino nabiera cech charakteru swojego twórcy. Dobre wino musiało być zrobione przez dobrego człowieka. I wino tym dobrem obdarza osobę, która je pije. Wino odegrało też dużą rolę w powstaniu kolejnego mojego filmu Dzień sądu. Jeden z najbardziej uznanych na świecie bułgarskich producentów wina, Telish i Castra Rubra, bardzo nam pomógł podczas kręcenia oraz promocji filmu.
Czy między kręceniem filmu a robieniem wina są podobieństwa?
Tak, i to bardzo duże. W obu przypadkach trzeba dać z siebie dużo siły, energii i emocji. I nigdy do końca nie wie się, co z tego wszystkiego wyniknie. To jak wielka przygoda prowadząca w nieznane. Praca reżysera i winiarza rozłożona jest na długie lata. Reżyser przekona się o ostatecznej wartości swojego dzieła podczas premierowej projekcji, a winiarz podczas finalnej degustacji zabutelkowanego trunku.
Zanim zaczął robić pan filmy, był pan lekarzem psychiatrą dziecięcym – skąd ta zmiana?
Tak się jakoś stało. Jako młody absolwent medycyny pracowałem w Szpitalu Uniwersyteckim w Sofii. Pewnego dnia otrzymaliśmy dotacje z Unii Europejskiej na tworzenie filmów z sesji terapeutycznych, które miały być potem wykorzystane podczas zajęć dla studentów. Ponieważ byłem najmłodszy w zespole, to mnie zlecono zajęcie się tymi nagraniami. Pracowałem z kamerą i magnetofonem, po nocach montowałem materiały i spodobało mi się to. Podjąłem decyzję, by rozpocząć studia na New Bulgarian University. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że decyzja ta była trudna, ale słuszna. To trochę jak przy produkcji wina – trzeba iść za głosem serca.
Czy wino jest ważną częścią bułgarskiej tożsamości?
Staje się nią coraz bardziej. Zauważam to zwłaszcza przez ostatnią dekadę. Podczas rządów komunistów produkcja wina miała charakter masowy. Byliśmy głównym dostarczycielem wina na rynek Związku Radzieckiego, który był mało wybredny i liczyła się na nim tylko ilość. Bardzo trudno było znaleźć w Bułgarii dobre wino. Było to również bardzo kłopotliwe dla nas. W ostatnich latach pojawiło się wiele nowych, małych winnic nastawionych na jakość. Czasy wielkich kombinatów odeszły. Bułgarskie wina zaczęły zyskiwać charakter.
Czy ci nowi producenci są bardziej nastawieni na sukces w krajach zachodniej Europy, czy na rynku bułgarskim?
Oba kierunki są przez nich brane pod uwagę. Szczepy rozpowszechnione w ostatnich dekadach, takie jak merlotMerlot to jedna z najbardziej znanych i rozpowszec... i cabernet sauvignonfrancuska, klasyczna, najbardziej rozpowszechniona i po..., wciąż dominują, ale producenci sięgają też po tradycyjne bułgarskie odmiany, na przykład mavrudbałkańska odmiana winogron, uprawiana głównie w Bułgari... (...). Cenię sobie szczególnie tych ludzi, którzy szukają czegoś nowego i eksperymentują. Ci bardziej ambitni mają duże szanse być zauważeni na zachodzie. Podczas mojej pierwszej wizyty w Castra Rubra ucieszył mnie widok wielu młodych i entuzjastycznych enologów, którzy byli tam by tworzyć, a nie produkować.
Czy częste są zagraniczne inwestycje w winnice?
Nie potrafię dokładnie odpowiedzieć na to pytanie, ale jestem pewien, że tak. Zwłaszcza po 2007 roku, gdy Bułgaria została przyjęta do Unii Europejskiej. Jest wiele programów pomocowych nakierowanych na rolnictwo i wielu winiarzy z nich korzysta.
Czy wino jest czymś, co łączy Bułgarów, czy może w jakiś sposób dzieli?
Bardzo trudno łączyć ze sobą Bułgarów, ponieważ każdy z nich jest indywidualistą. Nie ma u nas podziałów pomiędzy regionami, lecz są podziały w mentalności. Ale tak jak powiedziałem, dobre wino jest jak przygoda, więc współuczestnictwo w niej przychodzi Bułgarom stosunkowo łatwo. Wino pomaga przełamywać granice między ludźmi, rozwija wyobraźnię, pomaga widzieć inne punkty widzenia. Dużo podróżuję po Bułgarii, jest to część mojej pracy jako reżysera i scenarzysty. Pozwoliło mi to poznać prawie wszystkich najważniejszych producentów wina w moim kraju. Bardzo lubię odwiedzać winnice i rozmawiać o winie. I widzę, że ich właściciele i ludzie tam pracujący różnią się od statystycznego Bułgara swoją otwartością. Zawsze kupuję kilka butelek, aby próbować ich w domu. To wino nie jest dla mnie wtedy anonimowe.
W jaki sposób widziane są wina bułgarskie w krajach, które pan odwiedza?
W Niemczech i Belgii widzę bardzo duże zainteresowani nimi. I nie dotyczy to osób pochodzenia bułgarskiego. Myślę, że nasze wina są zauważane dzięki charakterowi, jakim się cechują. Gdy na przyjęciu po premierze Dnia Sądu podano zaproszonym gościom wina bułgarskie z winnicy Telish, byli nimi zachwyceni. Mówili, że mają bardzo bogaty smak i aromat. Ktoś powiedział, że mają w sobie więcej serca i emocji.
Jak dokładnie wyglądała współpraca z Telish i Castra Rubra?
Dzień sądu był kręcony w południowo-wschodnim regionie Bułgarii, tuż przy granicy z Grecją i Turcją. To najlepsze regiony do produkcji wina w całej Bułgarii i tam znajdują się winnice Castra Rubra, będące częścią Telish. Poza wsparciem w kontaktach na miejscu Castra Rubra dostarczała naszej ekipie doskonałe wino. Lata są tam długie i słoneczne, niewysokie wzgórza sprzyjają zakładaniu winnic. To tędy biegła Via Diagonalis, zbudowana w I wieku n.e. W tym regionie istnieje wiele stanowisk archeologicznych potwierdzających produkcję wina w okresie greckim, rzymskim, a także za czasów Imperium Osmańskiego, gdy tereny Bułgarii były pod jego panowaniem.
Mowa już była o raczej marnej jakości wina w okresie komunizmu – a jak wtedy wyglądała kinematografia?
Jest jedna duża różnica między minionymi a obecnymi czasami. Wtedy rocznie powstawało około pięćdziesięciu filmów, teraz ich liczba spadła do trzech, czterech… Gdy produkuje się dużo filmów, istnieje branża filmowa, gdy jest ich mało, trudno zebrać ekipę. Niełatwo też dziś o sponsorów, dlatego moje filmy to koprodukcje z innymi krajami. Dzień sądu to film bułgarsko-niemiecko-chorwacko-macedoński. To bardzo spowalnia powstawanie filmu. Świat jest wielki, a zbawienie czai się za rogiem zabrał mi osiem lat, a Dzień sądu – pięć. Miejmy nadzieję, że kolejne będą mniej czasochłonne.
Międzynarodowość widać też w obsadzie. Jednym z głównych bohaterów obu tych filmów jest Miki Manojlović znany z Underground Emira Kusturicy.
Tak! On sam też jest wielkim miłośnikiem wina. Zawsze, gdy jadę go odwiedzić w Belgradzie, prosi mnie, abym mu przywiózł kilka butelek wina od Telish. Uważam, że obecność aktorów z innych krajów dodaje więcej europejskości filmom. Zwłaszcza gdy jest to tak wielki aktor jak Miki Manojlovic.
Dzień sądu podobnie jak poprzedni opowiada o chęci ucieczki z kraju, gdzie panuje opresyjny system.
Nie do końca jest to tak wyraźnie zaakcentowane jak w poprzednim filmie. Dzień sądu dzieje się współcześnie w rejonie granicznym, ale są w nim odniesienia do minionych czasów, gdy wiele osób właśnie tędy próbowało uciec z kraju. Niektórzy przypłacili to życiem. Dziś ta sama granica jest granicą Unii Europejskiej i wiele osób chce ją nielegalnie przekroczyć, tylko że tym razem w drugą stronę.
Jakie ma pan plany na przyszłość?
Jeśli chodzi o tę odleglejszą, to chcę zakończyć pracę jako reżyser i zająć się produkcją wina. Ilija Trojanov, który napisał książkę Świat jest wielki, a zbawienie czai się za rogiem, także ma takie marzenie. On mieszka w Niemczech, ja w Bułgarii. Mamy już ustalone, że on szuka sponsorów, a ja rozgląm się za miejscem na winnicę. Ale jak na razie nie wyszliśmy poza fazę planowania. Na razie zakończyłem zdjęcia do filmu dokumentalnego o rybakach łowiących na wodach Morza Czarnego. Po nim czeka mnie praca nad kolejnym dokumentem, a następnie nad nowym filmem fabularnym. Po raz pierwszy pracuję z rumuńskim scenarzystą Bogdanem Muresanu, z którym wspólnie opracowujemy skrypt na podstawie książki Miroslava Penkova, pisarza bułgarskiego pochodzenia mieszkającego w USA. Mam nadzieję, że w już wkrótce wszystko będzie gotowe do rozpoczęcia zdjęć.