Wszystko przez dziewczyny…

Rozmowa z Robem Davisem. Od ponad 35 lat winemakerem w winiarni Jordan w Sonomie

Czytałem gdzieś, że nie od razu zostałeś winemekerem. Mało brakowało, a byłbyś dziś – zdaje się – inżynierem.
No tak. To bardzo śmieszne. Jako młody człowiek pochodzący z porządnej rodziny musiałem zdobyć porządne wykształcenie wyższe, obojętne, co miałbym potem robić. Poszedłem na Uniwersytet Kalifornijski w Davis…

Davis? No to chyba bardziej niż łatwo Ci było zmienić kierunek…
… czekaj! To wcale nie takie proste. Obłożyłem się książkami i studiowałem pilnie chyba ze dwa lata inżynierię. Ale im pilniej studiowałem, tym bardziej mnie wkurzali studenci enologii. Inaczej niż ja zawsze chodzili uśmiechnięci, bez przerwy gadali, mieli gdzieś innych studentów, dyskutowali, machali rekami i używali terminów zupełnie mi obcych. Jak jakaś cholerna sekta.
Fot. ArchiwumW dodatku ich rozkład zajęć był całkowicie inny od mojego – wyglądało na to, że w ogóle się nie uczyli albo robili to dla przyjemności. Bez przerwy łazili po knajpach, umawiali się ciągle na jakieś tajemnicze spotkania. Nie można było przejść korytarzem, żeby nie usłyszeć: „Hej, Mike, Steve dostał dwie butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... z Europy, będzie Lucy i Adam, wpadnij do mnie, to je zrobimy”. Albo: „Dziś w knajpie ćwiczymy caby z Loary, Mark przywiózł kilka butelek”.
W dodatku wokół nich kręciły się zawsze najładniejsze dziewczyny. No, to chyba może człowieka wkurzyć, nie! (śmiech)

Absolutnie! No i co z tymi dziewczynami?
Z nimi wtedy nic. Ale poczytałem trochę o winach i postanowiłem zmienić kierunek.

Rodzina nie była chyba zadowolona.
Na początku nie wiedzieli. Potem było już za późno. To była chyba najszczęśliwsza decyzja w moim długim życiu zawodowym. Drugim szczęśliwym trafem było pracowanie z kimś wielkim.

Właśnie, słyszałem o tym. Kto to był? Warren, Robert, Mike, André…

(Robert nie odwracając się, wskazuje na zdjęcie wiszące za nim, którego wcześniej nie zauważyłem.)

A więc Andrérzadka odmiana czerwonych winogron uprawianych tylko w Czech... (...). No ładnie…
Wiesz, kończysz studia i idziesz na praktykę albo od razu do pracy. Jeśli nic się w twoim życiu nie wydarzy, zostajesz wyrobnikiem, jakbyś uprawiał jabłka albo kukurydzę. Zwykłe, codzienne odwalanie obowiązków. Piąta – i do domu. Tymczasem robienie wina to wielka sztuka.
Trafiłem na praktykę do André Tchelistcheffa. To był kompletny szok, wszystko w moim życiu się przewróciło i przestało być ważne. Dostałem korby. Zapomniałem natychmiast o tych głupotach, których się uczyłem na uniwersytecie. Tacy ludzie jak ci, których wymieniłeś, nie znosili wokół siebie jednego – wyrobników.
Chodziłem za André jak nierozłączka, starałem się zapamiętać każde jego słowo. To był ojciec kalifornijskiego winiarstwa, wizjoner, fenomenalny degustator i winemaker(ang.) twórca, kreator wina.Termin szeroko określający os... (...). Był carem. Wina z wytwórni, w której pracował (Beaulieu Vineyards) oraz którym doradzał, natychmiast stawały się ikonami. To on stworzył kalifornijskiego caberneta, jako pierwszy sprowadził małe beczki, wynalazł chłodną fermentację…

Jasne. Ale co było dalej z Tobą?
Właściwie nic, zaraz potem trafiłem do Jordana. Świetna rodzina. Dorobili się na nafcie, ale ich marzeniem było posiadanie winiarni. Miałem dobre referencje, więc mnie przyjęli.
To było wielkie wyzwanie. Byłem sam i dostałem wolną rękę. Doradzał mi André. O czym więcej może marzyć młody winemaker z ambicjami?

Fot. ArchiwumNie za ciasno Ci w dwóch winach?
Nie! Jeśli masz wizję, nawet jedno ci wystarczy. Przez kilkadziesiąt lat moje wina były najlepiej sprzedającymi się winami w restauracjach. W całych Stanach. To wielka produkcja, ale jednocześnie staram się być perfekcyjny. I dalej mam wolną rękę, choć teraz pomaga mi rewelacyjny asystent Ronald du Preez, młody winemaker z RPA.
To miejsce, w którym siedzimy, to moja prywatna salka degustacyjna. Przesiadujemy tu codziennie z Ronaldem i degustujemy dziesiątki próbek zbiornikowych i beczkowych. Nawet pompowane tu powietrze przechodzi przez filtry węglowe. Światło jest naturalne. Tego nauczyłem się od André – degustować bez końca.

No, ale czemu tylko dwa wina? Gdyby choć jakieś reservy.
Wszystkie moje wina to reservy! (śmiech).

John naprawdę nie wtrąca Ci się do roboty?

Ani trochę. Jego zadaniem jest panowanie nad całym interesem i sprzedaż, a nie robienie wina. Świetnie się dogadujemy. Obaj znamy swoje miejsce, to supergość.

Wiem. Kiedy Ciebie jeszcze nie było, oprowadził mnie po winiarni. Nagle przeprosił mnie, mówiąc, że ma masę pracy papierkowej i mnóstwo czeków do wysłania. Natychmiast wręczyłem mu swoją wizytówkę. Zobaczymy, co z tego będzie. (śmiech)
Tak. John pewnie też uśmiał się setnie. Sam widzisz – swojsko tu i rodzinnie. A jak winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...)?

Może być (śmiech). Trzymaj się!

OK. Take care!

Jordan Vineyards & Winery
Posiadłość rodziny Jordan w Alexander Valley (Sonoma) o powierzchni 800 hektarów (z czego winnice zajmują 130 ha). Kupiona przez Toma Jordana w 1972 roku, w dniu, kiedy urodził mu się syn, John – obecny szef wytwórni. Produkuje tylko dwa wina – Chardonnayfrancuska odmian białych winogron, jedna z najbardziej rozp... (w stylu burgundzkim) i Cabernet Sauvignonfrancuska, klasyczna, najbardziej rozpowszechniona i po... (w stylu kalifornijskim – Tchelistcheffa). Od początku winemakerem jest tu Rob Davis, któremu do 1992 roku doradzał sam André Tchelistcheff. Wina wzorcowe – jedne z najbardziej znanych w USA, eksportowane do wielu krajów. Produkcja roczna około 100 tys. skrzynek.

Więcej o Kaliforni na:

Słońce i wszechstronność

Postępowcy i kowboje

Żelazo i złoto

Przy golfie o winie

Bracia mniejsi