Wznosząc kielichy…

Niegdyś trwały długo i były bardzo kwieciste. Umiejętność wznoszenia właściwych toastów przy odpowiedniej okazji uchodziła w minionych epokach za rodzaj sztuki.

Ten, kto potrafił z kielichem w ręku w pięknej i płynnej mowie wysławiać czyjeś zalety albo podkreślać wagę wydarzenia, z racji którego zebrano się przy stole, cieszył się opinią człowieka umiejącego się znaleźć w każdej sytuacji towarzyskiej.

Historycy kultury twierdzą, że epoką, kiedy najwyżej ceniono sztukę tostów, był barok. Niemniej i w późniejszych wiekach starano się, by biesiadom, gdy szczodrze lało się winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...), towarzyszyły piękne i pełne fantazji przemowy.

Brewiarz pana Izydora

XIX-wieczne „brewiarzyki salonowe” – jak wówczas nazywano podręczniki savoir vivre’u – dokładnie wymieniały sytuacje, kiedy należy wznieść toast. „Toasty mają miejsce podczas imienin, zaręczyn, wesela, chrztu i jubileuszów” – pisał Izydor Poeche, autor jednego z najpopularniejszych w tamtych czasach wydawnictw tego rodzaju, dodając, że „nie ma już dziś zwyczaju trącania się kieliszkami albo spełniania kolejno zdrowia przy stole; gdyby się jednak ktoś znalazł u osób lubiących sobie wspomnieć szczerą wesołość przodków, może zastosować się w ślad za innymi do tradycyjnego obyczaju”.
Fot. ArchiwumPan Izydor podawał też reguły bon tonu wiążące się ze wznoszeniem toastów. Pisał, że „wzniesienie pierwszego toastu należy do najstarszego wiekiem lub stanowiskiem mężczyzny. Osoba, na której cześć wzniesiono toast, dziękuje ukłonem, trąca się kieliszkiem ze spełniającym jej zdrowie, a potem z innymi osobami. Wypada także, aby wzniosła nowy odpowiedni toast”.
Od reguły tej był wyjątek związany z płcią – kobiety nigdy nie wznosiły toastów w rewanżu. Za mężatkę czynił to mąż, za niewiastę stanu wolnego – ojciec, brat lub inny krewny płci męskiej. W imieniu narzeczonej podczas zaręczyn – odpowiadał toastem jej wybranek.
Tego rodzaju obyczaj przestrzegany był jeszcze w połowie minionego stulecia. A jak rozwiązywano sprawę toastów w wyłącznie żeńskim gronie? Już w XIX wieku można znaleźć w pamiętnikach opisy uroczystych kolacji wydawanych przez grono pań wyemancypowanych na tyle, że zrzeszały się w stowarzyszeniach kobiet pracujących w tej samej profesji, w rodzaju Towarzystwa Nauczycielek Domowych, Stowarzyszenia Urzędniczek Poczt i Telegrafów czy Towarzystwa Drogistek (tak określano wówczas pracownice aptek i drogerii sporządzające mniej skomplikowane medykamenty).
W pamiętnikach z tamtych czasów można znaleźć wzmianki, z których wynika, że podczas tych koleżeńskich biesiad coś w rodzaju toastu wygłaszała przewodnicząca koła lub jej zastępczyni, lecz pracujące niewiasty nie trącały się kielichami, gdyż uważały ten gest za zbyteczny w wyłącznie żeńskim gronie.

Niech żyje teściowa!

Po XIX-wiecznych biesiadach, a szczególnie imieninowych i balowych kolacjach, przetrwało do naszych czasów wiele wierszowanych toastów. Niektóre napisane zostały przez kogoś z towarzyskich rymopisów, specjalnie z danej okazji, jak np. toast, który wygłosił poseł do galicyjskiego parlamentu Wilhelm Siemieński Lewicki podczas biesiady w pałacu Zamoyskich w Wysocku jesienią 1876 roku.
Gospodarzami przyjęcia byli hrabia Zdzisław Zamoyski i jego piękna żona Zofia z Potockich. Pan Wilhelm uczcił ich takimi oto rymami:
„Dziś sposobność się nadarza/wypić na cześć gospodarza, / że osoba tego godna, chylmy pierwszy kielich do dna. / Ale on tu nie sam jeden, / jest ktoś, co mu stwarza Eden, / ubóstwiana, wymarzona, / niechaj żyje Jego żona. / Przy tem każdy z nas pamięta, / że w tym gnieździe są pisklęta, / więc się prosi toast trzeci, / niechaj żyją lube dzieci!”.
Fot. ArchiwumKto nie potrafił czy nie miał czasu, by przygotować rymowany toast, mógł sięgnąć do popularnych w tamtej epoce zbiorów toastów. Czegóż tam nie było? „Na cześć jubilatów”, „Przy uczcie”, „W dniu narodowego święta”, „Dla Zosi”, „Dla Jadwigi”, „Do Maryli”, „Do młodzieży”, a nawet „Na cześć teściowej”.
Ten ostatni wierszowany toast był dość długi i opiewał zalety matki małżonki. Może warto przytoczyć choćby jego fragment:
„Ależ to jest fałsz panowie, / z prawdy nie ma w tem i słowa, / niechże się z was każdy dowie, / co to dobra jest teściowa. / Ona – to jest klejnot drogi, / niech więc na nią nikt nie sarka, / ledwie w zięcia wejdzie progi, / wszystko idzie w rytm zegarka. / (…) / Kończę więc, niech się nie gniewa, / a co braknie w mojej mowie, / niechaj każdy sam dośpiewa – / ja teściowej wznoszę zdrowie!”.
Można sądzić, że każda matka zamężnej córki, uhonorowana podczas biesiady tego rodzaju rymami, z ochotą i radością wychylała kielich wina, a jej mąż lub syn równie zadowoleni dziękowali wznoszącemu toast.