Wzrost ma znaczenie

My, Polacy, gdy widzimy jadące czołgi, natychmiast ruszamy do ataku. Mit narodowy, lokalna przypadłość? Trudno orzec. Ale łatwiej odnajdujemy się w czasach „zarazy” niż normalnych.

A Czesi? „My nie walczymy”, mówi bohater Obsługiwałem angielskiego króla w reżyserii Jiříego Menzla. I to prawda. Z perspektywy naszego heroicznego bohaterstwa – naród konformistów. Z perspektywy czeskiej – przejaw zdrowego rozsądku. Mały kraj, relatywnie niewielu mieszkańców, sąsiedzi więksi i często nieprzyjaźni. Walka to niemal pewne wyniszczenie.

Fot. Gutek FilmUczmy się zatem żyć w zgodzie z najeźdźcą. Kto tego nie robi i udaje, że nie rozumie niemieckiego – ten kończy jak pan Skřivánek, oberkelner z restauracji „Paryż”. Przychodzą po niego dwaj smutni panowie w skórzanych płaszczach – i przemija sława gwiazdy najlepszego punktu na gastronomicznej mapie przedwojennej Pragi. Tyle że filozofia czeskiego współistnienia z wrogiem jest skuteczna, gdy udaje się utrzymać spokój. Dlatego, dopóki to możliwe, nie ustają rauty w „Paryżu” – stoliki są zajęte, spokój świątyni konsumpcji zakłócają tylko przemówienia führera czy innych aktualnych przywódców.

To i tak niewiele w porównaniu z tym, co działo się przed nadejściem Niemców. W saloniku dla wybranych czescy milionerzy ucztowali nad nagą, kręcącą się na półmisku Zuzanną. Homary, truskawki, wszelkie dania mięsne, kawior, ostrygi, winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) mieniące się w kieliszkach – i kuszący biust odaliski znad Wełtawy. Czy żmudnie zarobione pieniądze mogą smakować lepiej? Warto wiele zrobić, by nic nie odebrało takiego koloru życia.

A oficjalnie w salach restauracji podejmowano cesarza Abisynii. Demoniczne przyprawy kucharzy pana Skřivánka skłoniły czeskich dygnitarzy do ekstatycznego tańca – a wino do naczynia ciemnoskórego monarchy nalewał wyłącznie malutki kelner, główny bohater filmu – Jan Díte. Może dlatego, że był równie niewysoki jak cesarz? Bo wzrost ma znaczenie. A wynikające z tego wnioski bywają różnorakie. Chociażby przypadek Hitlera: niewysoki, niedoszły malarz – i wielka wojna. A osobliwe losy niziutkiego Jana? Zakochał się w kobiecie o tyle od niego niższej, że tylko jej zdołał spojrzeć w oczy. Nieszczęście polegało na tym, że była Niemką. A taki ślub, nawet w ugodowych Czechach, nie był życiowym ułatwieniem.

Fot. Gutek FilmW odstawkę idzie zatem kelnerski fach. Kończy się udział w ucztach, już żaden z cesarzy nie udekoruje orderem Janowych piersi. Kończy się też szczęście. Zamiast niego Jan pozostaje z pudełkiem pożydowskich znaczków w rękach, które żona przywiozła z europejskiej inwazji. I zostaje milionerem! A potem wszystko się komplikuje, aż do finału – nad kuflem piwa, które tu właśnie smakuje najlepiej, więc to tutaj należy pozostać. Proste, prawda?

Obsługiwałem angielskiego króla to mistrzowska opowieść o smaku życia, który można odnaleźć w każdej sytuacji niezależnie, jak zmieni się po drodze nasza kondycja życiowa. Milionerzy Menzla reprezentują podobną klasę, gdy jedzą przepiórki, kawior, piją Château Margaux i gdy razem w więzieniu drą pierze.

A to, co będziemy pić, również zależy od sytuacji. Wino czy piwo? Nie mniej ważna od umiejętności wyboru jest zdolność odnajdowania smaku w tym, co nam się przytrafia. Bo – w gruncie rzeczy – jak dużo możemy zmienić? Taki niekoniecznie tylko czeski konformizm…

Obsługiwałem angielskiego króla
(Obsluhoval jsem anglického krále), 2006 r., reż. i scen. na podstawie powieści Bohumila Hrabala: Jiří Menzel, produkcja: Czechy, Niemcy, Słowacja, Węgry; dystrybucja w Polsce: Gutek Film, obsada: Ivan Barnev, Oldřich Kaiser, Martin Huba, Julia Jentsch.