Znają Państwo ludzi, którzy zachwycają się jakimś winem tylko dlatego, że tak wypada? Jedzą pasty, które im nie smakują?
Kupują ubrania drogich marek, choć niekoniecznie dobrze na nich leżą? O papuzim zachwycie tym co obce rozpisywał się już kiedyś Cyprian Kamil Norwid.
W czasie ostatniego pobytu we Włoszech zauważyłem coś zgoła dziwnego. Wszystkie tak kochane przez nas makarony można tam zjeść dużo taniej i smaczniej, a porcje są znacznie większe. Cóż, że podane przez niechlujną mammę na obtłuczonym talerzu. Nikt się z tego powodu nie obrusza. Pasty, podobnie zresztą jak pizza, uchodzą historycznie za danie uboższych warstw społecznych.
U nas uczyniono z nich obiekt kultu – podawane przez wymuskanych kelnerów, ułożone z pietyzmem godnym największych projektantów współczesnej cuisine. Szkoda tylko, że niekoniecznie smaczne – ale kto by o to dbał! Za kilka wstążek tagliatelle, zapłacimy bagatela 36 złotych, a za 5 euro we Włoszech najemy się do syta pyszności! Istotne jest to, żeby grzebiąc w nitkach makaronu, miło pogwarzyć ze znajomymi. Ubranymi, jakby wyszli spod ołówka przyprószonego siwizną Paco Rabanne. Ich zniesmaczone spojrzenie zakryją Ray-Bany albo inne Gucci.
Tak jak Włosi za mistrzów kuchni, tak Francuzi uchodzą w świecie za elegantów. Dobrze dobrane fatałaszki, modne gadżety – nie wstydzą się obciachu i eksperymentów. Do torebki Louisa Vuittona dobiorą kupiony na paryskim bazarze szal albo bluzkę z tak zwanego lumpeksu. A dla nas to słowo tabu. Ubrania nie mogą nie mieć metek! Nie musimy myśleć o guście – płacimy za to niemałe pieniądze projektantom wielkich marek. I nie idzie wcale o to, że włoskie jedzenie nie jest smaczne, a holenderski dizajn stylowy…
Tadeusz Konwicki napisał świetną książkę Kompleks polski, w którym diagnozuje irytujące go zjawisko. Trwa ono od bardzo dawna, bo nawet Norwid zdążył zganić je jako narodową przywarę. Najciekawsze wnioski wysnuła jednak Maria Janion. W jednym ze swoich artykułów opisała coś, co wiele mówi o zaczątkach tzw. „kompleksu polskiego”.
W 1136 roku król Danii Eryk II Pamiętny podbił i zniszczył ważny ośrodek słowiańskiego kultu na położonym w dzisiejszej Meklemburgii przylądku Arkona. Słowianie musieli patrzeć, jak zachodni oprawcy przełamują tabu – toporami ścinają drewniane rzeźby wszechmocnego Światowida, ciągną je do swojego obozu, rąbią i palą ku czci boga chrześcijan. Ten z pozoru mało istotny epizod to niemal freudowski początek naszego kompleksu. Nie dano nam szansy się rozwinąć, pokazać Europie, na co nas stać. Skazano na odtwórcze kopiowanie zachodnich wzorców. I mimo że dziś nikt nie pamięta tragedii Wenedów z Arkony, wciąż tkwi ona w naszej podświadomości.
W każdym odcinku swojego serialu Magda Gessler utyskuje na amatorskich gastronomów, którzy najchętniej gotowaliby „chińskie” albo „włoskie”, ale najlepiej wychodzi im schabowy. Jej były mąż Piotr Gessler na łamach drukowanych w „Przekroju” felietonów narzeka, że w ekskluzywnych restauracjach podają mu deser z egzotycznych owoców, podczas gdy jest pełnia sezonu na arcypolski rabarbar. Nikt nie pamięta, jak przyrządzić dobre zrazy z kaszą. Nieudolnie kopiujemy dania z makaronu, których nie tknąłby się żaden Włoch (zwłaszcza ze względu na cenę). Polską kuchnię znamy tylko w wersji biesiadno-fastfoodowej. Świetne polskie firmy odzieżowe szyły w latach 90. ubrania pod nazwami brzmiącymi nieco z zachodnia, bo gdyby kojarzyły się z Polską, do ich butików nie zawitałby pies z kulawą nogą.
Niedługo minie 10 lat od naszego wstąpienia do Unii Europejskiej. Może już czas zapomnieć o Arkonie raz na zawsze i z dumą pokazać sąsiadom, na co naprawdę nas stać?
© Copyright by Czas Wina 2022