Z ziemi twardej

Niewiele mamy na rynku winiarskim książek kanadyjskich, tym bardziej takich, które mają szansę zaistnieć w szerszej świadomości czytelników.

Jednak liczba dziennikarzy z tego kraju obsługujących różne imprezy i degustacje na świecie systematycznie rośnie, więc i liczba tworzonych przez nich opracowań będzie coraz większa.

Dzieje się tak też dlatego, że Kanada jest nie tylko krajem winiarskim, ale również – z uwagi na liczne mniejszości i odwiedzające je rodziny – obsługuje wiele krajów (na przykład azjatyckich) takiej wiedzy chłonnych. I mimo że obowiązuje tu system monopolu państwowego na obrót alkoholem, dla masy europejskich wytwórców jest to ziemia obiecana, bowiem wstawienie swoich win na państwowe listy gwarantuje długą i stabilną sprzedaż oraz terminowe płatności. Nareszcie tworzy też Kanada pewien – szczególnie winiarsko-informacyjny – monolit ze Stanami Zjednoczonymi, a książki, które tu się ukazują, i tak w większości trafią na półki księgarń południowego sąsiada. Ciekawy jest także fakt, że Kanada posiada niezwykle wyrobionych miłośników wina (stanowiących duży procent tamtejszych konsumentów winiarskich). Szczycę się wieloletnią przyjaźnią z Irvinem Wolkoffem – lekarzem psychiatrą z Toronto, który od lat prowadzi kolumnę winiarską w jakimś oficjalnym miesięczniku dla swych kolegów po fachu, gdzie pisze o winach i poleca te najlepsze. Wyobraźmy sobie podobną sytuację w Polsce! Tymczasem Wolkoff jest tak wpływowym lekarzem i publicystą, że bywa zapraszany na europejskie degustacje, tylko po to, by je opisał!

Podobnie jest z Jánosem Szabó. Nazywam go tak, bo znamy się od kilku lat, John zaś ma węgierskie korzenie ze strony ojca, ze wspólnikami posiada winniczkę w kraju przodka, zna też nieco węgierski i bywa nad Dunajem w miarę regularnie. Na co dzień publikuje w bodaj najbardziej profesjonalnym winiarskim portalu kanadyjskim – WineAlign.com, na łamach którego niezwykle precyzyjnie punktuje się i opisuje wina z całego świata.

Dyskutuje się z nim i dowcipkuje przednio, być może dlatego, że do większości spraw podchodzi z humorem i rezerwą środkowoeuropejskiego, cesarsko-królewskiego Kanadyjczyka, a nie z orbanowskim spojrzeniem betonowej płyty. Do kwestii wulkanów ma już jednak stosunek zasadniczy, materiały zbierał długo, a ja musiałem go wysłuchiwać. Rzecz jasna – w żadnej mierze nie było to przykre, wręcz przeciwnie, wielce pouczające. W dodatku bardzo odkrywcze, bowiem János zrobił to, na co nie wpadł jeszcze nikt inny (choć się o tym mówiło tu i ówdzie) – pokazał wina z gleb wulkanicznych całego świata.

O znaczeniu gleby w winiarstwie wie już chyba każdy, od tego zaczyna się dziś omawianie każdej apelacji, każdego regionu. Ja mam do tego stosunek dość luźny, niekanoniczny, choć – oczywiście – uznaję i biorę na poważnie wszystkie te spostrzeżenia. Moje wątpliwości wynikają stąd, iż zdaję sobie sprawę, że wina z jakiejś apelacji nie muszą konsekwentnie prezentować wszystkich cech im przypisywanych. Jeśli już pozbieramy wszystkie atrybuty, jakie powinny mieć np. wina z winnic rosnących na glebach łupkowych, to co zrobić ze świetnym winem, które będzie miało tylko część tych cech lub zgoła żadnych? Zaczniemy obniżać im oceny? Odejmować punkty za „wady”? Osobiście wolę oceniać wina, jak by to rzec, z wolnej stopy.

Pierwsze wrażenie jest takie, że książka Johna to piękny album, z wysmakowanymi, nasyconymi barwą profesjonalnymi zdjęciami oraz mapami. I tak jest, oczywiście to nie zarzut – tak dzisiaj wydaje się dobre książki, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę, a ja cierpię, gdy czytam rozprawy historyczne, a nie mogę znaleźć choćby szkicu miejsca, w którym akurat „jestem”. Tutaj jest wszystko, nawet słownik terminów geologicznych czy świetny, ułatwiający pracę indeks.

Autor zaczyna właśnie od podstawowych definicji geologicznych, opisów rodzajów wulkanów, ich dziejów i położenia. Nie wszystkie wina wulkaniczne są bowiem takie same, podobnie jak i same „wybrzuszenia” mogą być różne – różne wiekiem (czasami już nie ma po nich śladu i nawet nie zdajemy sobie sprawy, że po takiej glebie stąpamy) oraz różne pochodzeniem – niekiedy góry tworzą się na morzach (formując nowe wyspy), kiedy indziej zaś na lądach. Powstałe na nich gleby będą miały inny wpływ na wina.

Ja zacząłem lekturę od bliskich autorowi Węgier – tak, bowiem ten płaski kraj jest niemal w całości wulkaniczny! To nie tylko okolice Balatonu i sztandarowe Somló, ale także Tokaj i wiele innych miejsc, których nawet o to nie podejrzewałem. John zaczyna jednak od zachodniego wybrzeża USA, co również mnie zaskoczyło. Jeśli jednak przypomnimy sobie, ile trzęsień ziemi zanotowano choćby w Kalifornii, wszystko stanie się jasne. Podobnie oczywiście jest z Chile, gdzie właściwie wszystkie góry to wulkany, i różnymi niespokojnymi od starożytności obszarami Włoch targanymi po dziś nieszczęściami trzęsień. Jednak najciekawsze wulkany (i najpiękniejsze zdjęcia!) pochodzą z greckiej wyspy Santorini oraz Makronezji – Kanarów, Azorów i Madery – które wybrzuszyły się (i dalej to czynią) na Atlantyku.

I choć nie jest to sensu stricto przewodnik winiarski, niespokojna dusza Johna nie może się powstrzymać, by nie przedstawić kilkudziesięciu winiarzy, by nie opowiedzieć o ich winach, co jest dla czytelnika jasną wskazówką, by ich poszukać i posmakować. To rewelacyjnie praktyczna idea.

Cóż, ciekawa książka, fajny pomysł, dobrze zrealizowany i napisany ze znawstwem. Nie ma obawy, że album nam się zakurzy na półce. Na pewno nie na mojej!

Volcanic Wines. Salt, Grit and Power
John Szabo
Jacqui Small
Cena: 45 dolarów