Dzisiejsze Peru to zaledwie część największego w Andach, stworzonego przez Inków w XV wieku tworu państwowego. Porażało rozmiarem, ale jego żywot okazał się krótki. W zasadzie już po stu latach inkaskie mocarstwo zostało podbite przez najeźdźców z Europy.
Dysponując dużą ilością czasu, można się pokusić o eksplorację całego niegdysiejszego Kraju Czterech Części, bo tak należałoby przetłumaczyć używaną w czasach inkaskich nazwę Tawantinsuyu. Decydując się na takie przedsięwzięcie dzisiaj, odwiedzilibyśmy nie tylko Peru, ale także Ekwador, Boliwię, północno-zachodnie rubieże Argentyny i częściowo tereny leżące w obrębie Chile. Prawda, że brzmi imponująco?
Ponieważ jednak zdecydowana większość podróżnych musi się liczyć z pewnymi ograniczeniami, najczęściej natury czasowo-finansowej, ich wybór z oczywistych względów pada na Peru. Trudno podważyć jego słuszność – tutaj znajduje się dawna stolica Inków Cuzco, fantastycznie położone i nadal skrywające wiele tajemnic Machu Picchu, zaskakujące, olbrzymie rysunki na płaskowyżu Nazca, największe na Ziemi wysokogórskie jezioro Titicaca czy jeden z najgłębszych kanionów na świecie, wyrzeźbiony przez rzekę Colca (brawurowo pokonany po raz pierwszy w historii w 1981 roku przez kajakarzy krakowskiego klubu Bystrze).
To tylko kilka najbardziej oczywistych atrakcji. Dla żądnych przygód odkrywców, mierzących znacznie wyżej niż zwykli turyści, kraj ten również stanowi wprost wymarzoną destynację. Jak twierdzi Hugh Thomson w swej książce Biała skała: „Peru jest jednym z ostatnich miejsc na świecie, gdzie człowiek może zaspokoić swą pierwotną, podstawową potrzebę poszukiwania czegoś nieznanego i konfrontowania się z Innym”.
Na południe od Limy
Zdecydowanie korzystne jest w Peru to, że liczne atrakcje są tu umiejscowione w sposób satysfakcjonujący przybyszów o bardzo różnych preferencjach. Decydując się na oglądanie z lotu ptaka zagadkowych rysunków na płaskowyżu Nazca na południu, co zazwyczaj stanowi obowiązkowy punkt programu każdej podróży, bez nadkładania drogi można zatrzymać się w departamencie Ica, by zajrzeć do peruwiańskich winnic. Na olbrzymim terytorium kraju (1 285 220 km2) takie umiejscowienie winogradów wydaje się prawdziwym zrządzeniem losu i grzechem byłoby, będąc w pobliżu, tej sposobności nie wykorzystać. Szczególnie, że powoli zaczyna pojawiać się w okolicy coraz więcej niewielkich, klimatycznych, enoturystycznych hoteli, spośród których palma pierwszeństwa należy do bodegi Santiago Queirolo. Stamtąd już tylko „rzut beretem” do „miasta wiecznie panującej wiosny”, czyli ważnej dla historii kraju Arequipy, gdzie zazwyczaj również zagląda większość turystów.
Cuda na wysokości
Na jego niepowtarzalność, oprócz zachwycającej, stanowiącej niesamowite połączenie inkaskiej i kolonialnej architektury, składa się też naturalne, wyjątkowe położenie geograficzne. W czasach swej świetności miasto uchodziło za „pępek świata”. W przewodnikach turystycznych przeczytamy, że było co najmniej tak samo potężne jak dawny Rzym, a może i bogatsze. Chyba dla wszystkich przybyszów niezapomnianym przeżyciem jest podchodzenie tutaj do lądowania, gdy samolot bierze zakręt, manewrując tak, by zmieścić się między dwiema górami i precyzyjnie usiąść na pasie położonym wśród budynków niemal w centrum miasta.
Choć niektórym boleśnie przychodzi odczuć różnicę wysokości (Cuzco jest położone ponad 3 tys. m n.p.m.), nie jestem pewna, czy podczas zwiedzania z trudnością oddycha się z powodu niższego ciśnienia i rozrzedzonego górskiego powietrza, czy głębokie oddechy są wynikiem niedowierzania podczas kontemplacji murów i pozostałości fortecy Sacsayhuamán nieopodal miasta. Już konkwistadorów wprawiały w osłupienie olbrzymie kamienne bloki precyzyjnie połączone ze sobą bez użycia zaprawy murarskiej. W tej kwestii nic się nie zmieniło, jako że i dziś przybysze, przytłoczeni ich ogromem, wpatrują się w nie z niedowierzaniem. Zdumienie dodatkowo potęguje fakt, że do ich transportu nie używano zwierząt pociągowych. To tutaj miało miejsce krwawe starcie Inków pod wodzą Manco Inki z konkwistadorami, zakończone zwycięstwem najeźdźców.
Działanie boskiej rośliny
Geniusz ludzi z gór
Z Cuzco zarządzali Inkowie swym olbrzymim imperium o charakterze hegemonicznym, zamieniając przywódców podbitych terenów w lenników. Nie do końca wiadomo, skąd przybyli w te strony, będąc jeszcze w połowie XIV wieku „mało znaczącym trybikiem w politycznej machinie środkowych Andów, i to stosunkowo młodym”, jak pisze w swej książce 1491. Ameryka przed Kolumbem Charles C. Mann.
Badania archeologiczne na ogół potwierdzają tezę, że Inkowie pojawili się w okolicach Cuzco około 1200 roku,
przybywając z innych stron, niewykluczone, że z terenów mocarstwa Tiwanaku nad jeziorem Titicaca. Zresztą skądkolwiek przybyli, na pewno był to obszar położony wysoko, bo na wysokościach Inkowie czuli się najlepiej; byli nieodrodnymi synami Andów, gór co najmniej tak samo niezwykłych jak oni sami. Nie bez powodu antropolog John Murra napisał: „To jedyne miejsce na ziemi, gdzie miliony ludzi wbrew wszelkiej logice uparły się egzystować na wysokościach od trzech do ponad czterech tysięcy metrów nad poziomem morza. Nigdzie indziej tak liczne społeczności nie żyły przez tyle tysięcy lat w tak wyraźnie niekorzystnych warunkach”. Warto jeszcze dodać, że nigdzie w takich warunkach nie powstała równie zaawansowana i trwała cywilizacja.
Wielka niewiadoma
Właściwie do dziś Machu Picchu stanowi jedną wielką zagadkę, choć wiele jest koncepcji dotyczących roli, jaka przypadła mu w historii. Trudno też jednoznacznie wyjaśnić powody opuszczenia go jeszcze przed przybyciem Hiszpanów. Kto wie, może prawdziwa jest hipoteza Hugha Thomsona zamieszczona w książce Biała skała: „Niewykluczone, że Machu Picchu stanowiło odpowiednik dzisiejszych popularnych kurortów – zakrojony na szeroką skalę ośrodek wypoczynkowy, zaprojektowany w czasach świetności imperium, który z czasem popadł w zapomnienie, gdy zmieniły się królewskie gusta i nastały nowe mody”.
Przy obecnym stanie wiedzy jest jasne tylko to, że na pewno nie była to ostatnia siedziba Inków, „Stara Vilcabamba”, jak chciał Hiram Bingham, oficjalny odkrywca Machu Picchu, bo ta znajduje się wiele kilometrów dalej, w głębi dżungli. Inkowie jeszcze jakiś czas nie dawali za wygraną i mimo iż szczerze nienawidzili „zielonego piekła”, w nim ostatecznie szukali schronienia przed najeźdźcą. Tyle że jednak ich to nie uratowało.