W dramacie pewnego bardzo dobrego i znanego, nagrodzonego Noblem dramatopisarza angielskiego Harolda Pintera spotykamy parę małżeńską jedzącą obiad w rocznicę ślubu.
Bynajmniej w tym przypadku nie mogę zastosować przysłowia „przez żołądek do serca” – całe spotkanie naszpikowane jest jadowitymi przycinkami, wyrzutami i niesmacznymi (przy bardzo ponoć smacznym posiłku) żarcikami. Spotkanie zakrapiane valpolicellą i zakąszane ossobuco.
Wracając do wołowiny: spożyta podkręca emocjonalnie Panie i podnosi poziom testosteronu (wiadomo u kogo). W takim razie, zaspokajając podstawowe potrzeby życiowe, w pewnym sensie jesteśmy skazani na miłość i jej wszelakie odmiany.
Pora coś przekąsić:
– Kto zamawiał kaczkę?
– Kaczka dla mnie.
– Wcale nie.
– Wcale nie? A dla kogo?
– Dla mnie.
– A co jam mam jeść? Myślałem, że kaczkę.
– Kaczka dla mnie.
– Kurczak dla żony, stek dla mnie.
– Kurczak dla pani.
– Bardzo dziękuję.
– A dla kogo stek?
– Dla mnie. Frassati dla pań. A valpolicella
Czerwone wino włoskie DOC z regionu Veneto, produ... dla mnie.
– I dla mnie. Ale co ze mną? Co ja zamówiłem? Nie mam zielonego pojęcia. Co zamówiłem?
– Kogo to obchodzi?
– Kogo obchodzi? Mnie obchodzi.
– Osso Bucco.
– Osso co?
– Bucco
– To stara włoska potrawa.
[…]
– Wszystkiego najlepszego.
– Na zdrowie.
(Harold Pinter, Rocznica, ADiT, Sulejówek 2006)
Ostatnio dość popularna stała się krojona (wraz z kością) w grube plastry goleń wołowa. Jej obecność w sklepie podsunęła mi pomysł zmierzenia się z przyrządzeniem już wcześniej wspomnianej przeze mnie znanej włoskiej potrawy. Mimo możliwości przygotowania ossobuco z cielęciny, zdecydowałem się na wersję wołową – kolor, gęstość i wyrazisty smak pomogły mi podjąć decyzję. Przygotowanie mięsa wymaga niewielkiej pracy (chyba że planujemy samodzielnie pokroić kości), ale za to powinniśmy poświęcić jej sporo czasu.
Befsztyki wołowe opiekam na maśle, by je zrumienić. Pod koniec wlewam na patelnię kieliszek porto, i kieliszek czerwonego wytrawnegookreślenie wina, w którym, teoretycznie, cały cukier na d... wina. Słodkiewino o dużej zawartości cukru naturalnego lub dodanego.. porto się skarmelizuje i nada mięsu ciemną, apetyczną barwę. Mięso smażę krótko, powinno być w środku surowe.
W osobnym naczyniu przygotowuję sos. Na maśle rumienię odrobinę cebuli i sporo siekanego czosnku. Zanim wszystko się przypali, dodaję krojoną marchew, seler naciowy, puszkę anchois (razem z sosem), czarne oliwki. Na koniec sporo pomidorów w sosie własnym. Kiedy pulpa się zagotuje, zalewam nią poukładane w brytfannie mięso i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 160°C na 3–4 godziny. Potrawa gotowa.
Żeby kolory na stole zróżnicować, do dania głównego przygotowuję gotowane na parze brokuły lub fasolkę szparagową polaną masłem z bułką tartą. A dla żądnych obżarstwa podaję pieczone w ćwiartkach ziemniaki z czosnkiem i rozmarynem. Przysmakiem wielu amatorów ossobuco, również i moim, jest rozpływający się we wnętrzu otoczonej przesiąkniętym składnikami mięsem kości… szpik – polecam.
Bardzo ważne: Aby uniknąć wymienionych we wcześniejszej mojej rozprawie skutków ubocznych, do spożycia owej potrawy zalecana jest koniecznie valpolicella classico, a najlepiej ripasso – ono bardzo łagodzi obyczaje!
Parafrazując słowa mojej Babci, która naprawdę w swoim bujnym życiu wiele przeżyła, wielu miłością darzyła, wielu ludziom wiele oddała i na wiele od wielu zasłużyła (by Czytelnika nie urazić niecenzuralnym słowem) wspomnę:
„O miłości, miłości, gdybyś ty pupę miała!
To bym cię tak kopnął, żebyś się skichała!”