Pinta to jeden z najbardziej płodnych kolektywów piwowarskich w Polsce. Już od początku siali spory ferment. To oni dali impuls do reaktywacji zapomnianego polskiego stylu – piwa grodziskiego. To oni uwarzyli pierwsze polskie piwo AIPA – szczodrze chmielone amerykańskimi odmianami chmielu.
To oni zrewolucjonizowali polskie piwowarstwo. Przez parę lat prezentowali nam najważniejsze style z całego świata oraz wspaniałe autorskie interpretacje rodzimych skarbów w rodzaju Imperatora Bałtyckiego czy Grodzisza.
Z Ziemowitem Fałatem, jedną trzecią zespołu Pinty, rozmawia Dawid Leszczak
Chodzą słuchy, że to Wy zaczęliście piwną rewolucję…
Fakty są takie, że 28 marca 2011 roku uwarzyliśmy pierwsze w Polsce piwo świadomie nachmielone wielką ilością amerykańskiego chmielu takich odmian jak citra, simcoe, cascade i amarillo. Atak Chmielu – bo tak się to piwo nazywało – trafił do sprzedaży w maju 2011 roku i z miejsca stał się sensacją. W tym piwie wszystko było inne: zapach, smak, etykieta, no i cena. W niejednej głowie zaświtało: chcę warzyć jak Pinta. I w ciągu kolejnych pięciu lat przybyło nam w Polsce 200 browarów, powstaje też ponad 1000 nowych piw rocznie. Jeszcze w 2011 roku Tomek Kopyra napisał: „Polska scena piwowarska będzie od teraz dzielić się na to, co było przed Pintą i Atakiem Chmielu, i na to, co po nich nastąpiło”. I chyba się nie pomylił.
Jak rozumieć pojęcia terroir i slow food w kontekście piwa?
Piwowarstwo rzemieślnicze wymaga cierpliwości. Mamy na koncie piwa, których przygotowanie zajęło nawet dziewięć miesięcy (np. eisbock – koźlak lodowy). Takie piwo z oszałamiającą zawartością alkoholu – powyżej 11 procent – nie jest po to, by wypić w trzech łykach dla orzeźwienia. To okazja do prawdziwej degustacji. Świat piwa rzemieślniczego A.D. 2017 w Polsce pełen jest takich wysmakowanych piw. Jako Pinta od dawna i z entuzjazmem współpracujemy z polskim slow foodem. Na zaproszenie Jacka Szklarka bierzemy czynny udział w imprezach, gdzie najlepsze jedzenie można połączyć z najlepszym piwem, takich jak Czas Dobrego Sera w Sandomierzu czy Terra Madre w Krakowie.
Jakie najbardziej nieziemskie połączenie piwa z jedzeniem byłbyś w stanie zaproponować?
Mózg barani marynowany w kwaśnym Porterze Bałtyckim podawany w formie galaretki.
Piwo i winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) to odrębne światy, ale czasami przeplatają się, co pokazuje na przykład włoski browar Baladin. Masz jakiś ulubiony szczep wina?
Oczywiście! Seyval blanc – dlatego też ostatnio uwarzyliśmy piwo z moszczem z tej odmiany zebranym w podkarpackiej winnicy Sztukówka. Tę odmianę wybraliśmy osobiście w winnicy, gdy grona jeszcze wisiały na krzakach. Z połączenia moszczu i nowozelandzkiego chmielu odmiany nelson sauvin powstało lekkie piwo – i co nietypowe w piwowarstwie – odfermentowane drożdżami do win musujących.
Jakie piwo poleciłbyś naszym czytelnikom na chłodny początek przedwiośnia?
Imperator Bałtycki Barrel Aged – mocny, imperialny porter bałtycki sześć miesięcy leżakowany w świeżo opróżnionych beczkach po sherry oloroso(hiszp.) typ szlachetnego, hiszpańskiego alkoholizowanego w..., które sprowadziliśmy specjalnie z Hiszpanii. Premiera piwa planowana jest na Warszawski Festiwal Piwa odbywający się od 6 do 8 kwietnia.
Koniecznie spróbuj:
Chmiel. W tym piwie Pinta pokazała nam, jak jest ważny, i symbolicznie zakończyła w polskim piwowarstwie pachnące bylejakością lata 90. Atak Chmielu to piwo wzorcowe – uwarzone, żeby pokazać nam podrasowaną amerykańskimi chmielami wersję klasycznego brytyjskiego india pale ale. Miedziany kolor przechodzący w mocną czarną herbatę, w zapachu delikatne trawiasto-ziołowe nuty, słodowość i powiew iglastego lasu, w smaku żywiczno-herbaciana gorycz, w tle karmelowa słodycz, później gorzkie cytrusy, przechodzące w bliżej nieokreślone owoce egzotyczne (ananas? marakuja?). Dobry kompan do dań kuchni hinduskiej (tandoori, masala) oraz ciasta marchewkowego.
Królów jest wielu, ale Imperator może być tylko jeden. Testowanie granic naszego narodowego skarbu – porteru bałtyckiego – jedni uznali za obrazoburstwo, inni za niezwykle udany eksperyment doprawiony szczyptą geniuszu. Jeszcze porter bałtycki czy już russian imperial stout? W Polsce to pytanie wielce ryzykowne, zwłaszcza przy napiętej jak struna sytuacji międzynarodowej. Zawsze bezpieczniej wznieść toast za drużbę wspaniałym, mocarnym piwem. Czarnym jak bezgwiezdna noc na Bałtyku, z prześlicznymi rubinowymi refleksami, leciutką kawową pianką, o oleistości przywodzącej na myśl zużyty silnikowy olej. Pachnie kawą gotowaną długo w tygielku, suszonymi śliwkami, cytrusami, kakao, przyjemną spalenizną i irlandzką whisky. Smak powtarza to, co obiecuje zapach – feeria brazylijskiej kawy, śliwek w czekoladzie, rodzynek z nutą whisky, a po chwili pojawia się popielista gorycz z akcentami cytrynowej skórki. Nie kombinujmy z foodpairinigiem. Mamy przed sobą klasyczne bière de méditation.
Wyprawa Pinty do Finlandii mogła poskutkować tylko jednym. Pierwszym polskim sahti. Prapiwo z kręgu polarnego, które uznać można za jedno z największych piwnych dziwactw. Fermentowane z drożdżami piekarskimi, doprawiane owocami jałowca, filtrowane przez gałęzie, tradycyjnie pite z drewnianego naczynia o niewymawialnej nazwie. Interpretacja tego stylu autorstwa piwowarów z polskiego browaru kontraktowego zdobyła uznanie we Francji, w Japonii, a nawet… w samej Finlandii. Jest jak koncert muzyki ludowej na instrumentach smyczkowych i discopolowym keyboardzie. I wbrew pozorom jest to komplement! Mętna, miodowo-pomarańczowa barwa, brak piany. Piwniczno-wędzony zapach spiżarni połączony z surowością lapońskiego lasu iglastego. W smaku chlebowa słodowość, nuty wędzone i lekko piołunowa gorycz jałowca. Mocne, rozgrzewające i treściwe jak parę łyków koskenkorva salmiakki z bukłaka ze skóry renifera.