Czy jest coś takiego jak obiektywna wartość wina? Stawiam na stół butelkę – i wiem, że każdy będzie zadowolony. Wiem, bo wybrałam ją według wszelkich kryteriów uznawanych tu za wartości niezbędne, by jakość i klasa zatriumfowały.
I co się okazuje? Część osób jest zachwycona – a pozostali mają mi za złe, że przy tak miłej okazji zdecydowałam się podać coś tak trudnego do zaalceptowania.
Czerwona, endemiczna Langwedocja okazuje się niemożliwa do przyjęcia dla miłośników międzynarodowych merlotów. Mimo ich, na pozór, dużej kompetencji. Carignanfrancuska odmiana czerwonych winogron uprawianych głównie ... (...), cinsault i mourvèdre za nic nie znajdują punktu wspólnego z już oswojonym cabernetem.
Co robię w takiej sytuacji? Walczę, rzecz jasna. Tłumaczę, jak działa to winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...). Jak powstało. Proponuje napić się z tym serem, przegryźć tą kiełbasą… poszukuję najlepszych połączeń – tłumaczę „na sucho” i z udziałem wspomnianego wina. Proponuję powtórki – bo pierwszy odbiór jest zawsze emocjonalny.
Czy to wszystko działa? Czasem tak, czasem nie. Ale zawsze jest to konwersacyjno-winna okazja. A której mogą wykluć się nowe fascynacje. I niekoniecznie proponowane przeze mnie. Bo na tym polega różnorodność – czyli to, co najciekawsze. I to nie tylko dla miłośników win.