Nowe miejsce. Nowy impuls!

W Krakowie zdarzyły się niedawno 12. już targi Enoexpo

To niemal tradycja – tak długim stażem nie może poszczycić się żadna winiarska impreza w Polsce. Wyjątkiem może Polagra – ale akurat pod względem winiarskim trudno w ogóle porównywać oba wydarzenia.

Przez ponad dekadę Enoexpo rozrosło się niebywale. Do tego stopnia, że stare hale pękały już w szwach. Dlatego od dwóch lat budowano już nowe, także dlatego, że firma Targi w Krakowie wystawia różne imprezy przez cały rok. Enoexpo – o czym niewielu pamięta – z początku były imprezą towarzyszącą większemu wydarzeniu – targom Horeca, a później także Gastrofood. Szybko jednak się usamodzielniły i napęczniały, wyrastając na najbardziej profesjonalną imprezę branżową w Polsce.

Tym razem było znacznie luźniej i wszyscy patrzyli z niedowierzaniem, że jest aż tyle miejsca, przejścia nie są zatłoczone, że można spokojnie podegustować, bez obawy wytrącenia komuś kieliszka z ręki, pogadać biznesowo, wypytać się, usiąść, zjeść, wypić kawę. Kilka nowych sal seminaryjnych kusiło warsztatami na różne tematy winiarskie i okołowiniarskie. W sumie było znacznie bardziej efektywnie – zarówno dla wystawców, jak i odwiedzających.

Same targi – moim zdaniem – zapinały się w dwóch większych kręgach grupujących różnych wystawców. Jeden biegł na osi kaukaskiej: Gruzja – Armenia, drugi – wschodnioeuropejskiej: Bułgaria, Rumunia, Węgry. Rzecz jasna – nie byli to jedyni wystawcy. Jak zwykle wielkie, niemal imponujące stoisko zajęli Portugalczycy, były też okazy rzadkie – np. po raz pierwszy przeze mnie degustowane wina z okolic Odessy.

Wydaje się, że na kilka najbliższych lat przestrzeni dla wszystkich wystarczy, co jednak, kiedy impreza znowu się rozrośnie? Ale nie kraczmy – cieszmy się tą chwilą szczęsną!

Wojciech Gogoliński