00.00

4.53 Za oknem niewiarygodny widok, zamglony świat nad Wartą, wstałem tylko po to, by napić się wody, ale widok magnetycznie uwiódł mnie i pozwolił wrócić do pościeli o 4.55; to czas, jaki potrzebny był mi na włączenie komputera, żeby zapisać impresję.

4.59 – z przerażającym brzdękiem włączył się kompresor małej, starej lodówki w pokoju gościnnym. Tam czekają na mnie śniadanie, obiad i kolacja. No i, rzecz jasna, otwarte od trzech dni, prowizorycznie zakorkowane wino…

Wczoraj, jeśli to było wczoraj, bo 5.01 dzisiaj to bardzo blisko do wczoraj…  gadałem z Michałem Aniołem. Zadaję sobie pytanie, dlaczego wstałem o 4.53? Muszę za wszelką cenę skupić jeszcze tkwiące we śnie spowolnione myśli. Przypomniałem sobie: na korytarzu, tam na zewnątrz, jakaś kobieta trzasnęła ostro drzwiami. Skąd wiem, że to była kobieta? To proste: gdy zamknęła drzwi, pobiegła do windy tłukąc obcasami po betonowej posadzce. Wracam do łóżka. Może przyśni mi się ciąg dalszy…
fot. Mirosław Mróz5.23 – otwieram oczy. Co było między 4.535.23? Na pewno nie było to spanie. Ta próba nie powiodła się. Znów wstałem, za oknem ten sam widok, mgła jak u Carpentera. Na szczęście kompresor lodówki milczy. Swoim zbyt głośnym wysiłkiem zapewnił jej zapas chłodu na najbliższą godzinę, mam nadzieję. Układam się do snu po raz kolejny. W pościeli jakiś nieład, zaraża mnie; niezdarnie zawiniętego w tym nieładzie mnie ogarnia bezwład. Kładę się na brzuchu, gołe plecy, zimno, nie mam siły przykryć się kołdrą. Michał Anioł szepce coś o 5.31. Stopy mi marzną. Znów ktoś za ścianą wodę odkręcił, tu wszystko słychać, słychać, jak ludzie żyją sobie o 5.53.
5.55 – zapalam papierosa na balkoniku – znów zimno, krzesło plastikowe, mrozi tyłek, a papieros ostatni w paczce. We mgle słychać syrenę pociągu, wszystko to prawda, piszę prawdę, naprawdę! Wczoraj lub przedwczoraj tu pod oknem rosła wierzba. Stara, potężna wierzba. Wiatr ją przewrócił. Służby zieleni miejskiej pocięły jej zwalony korpus na plasterki i usunęły z miejsca wieloletniej egzystencji. Jakby wierzby w ogóle tu nigdy nie było. Nawet nie wiem kiedy. Zapewne podczas mojej rozmowy z Michałem. Inaczej słyszałbym potworny jazgot bezlitosnych pił mechanicznych. Teraz na balkonie plączą się tylko zwiędłe drobne gałęzie, szkoda. Dobranoc. Dobreranoc raczej.
13.06 dnia kolejnego. Kontynuuję historię. Pan Grzegorz z redakcji ponagla mailami. Zawsze się spóźniam. Ale jak inaczej, kiedy głowa zajęta, myśli umawiają się na randki z marami sennymi. Ciasny pokoik gościnny, przytulny. Kucam przy stoliczku przed komputerem. Niewyspany, bo nie ukrywam, najlepiej pracuje mi się nocami. Słucham muzyki w poszukiwaniu inspiracji. Wyzwanie przede mną. W gorzowskim teatrze reżyseruję Hamleta. Gdzie ta kawa? Taki mały pokoik, a kawę gdzieś posiałem. Jest na parapecie. Pusta szklanka, wypiłem już. Lodówka wciąż milczy. Dziwne, może się zepsuła? Automat w czajniku stwierdził, że woda już gorąca i z hukiem odciął zasilanie dając mi znak, że czas na dolewkę.
Wychodzę o 15.37, za dwie i pół godziny znów spotkam się z Michałem Aniołem. Mam nadzieję, że pan Grzegorz da mi jeszcze pół dnia czasu. Poprosiłem go w mailu. Chciałbym przytoczyć coś z rozmowy z Aniołem. W końcu Anioł gra w naszym przedstawieniu zdradzieckiego Klaudiusza. A co do kulinariów, to jeden z jego podwładnych będzie na kolacji, myślę, że koło 20.00. Na kolacji? Gdzie? Tam, gdzie nie on będzie jadł, ale jego będą jedli. A z końcem wspomnianej historii dobre winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...), bynajmniej nie z lodówki, a niektóre toasty to nawet wzbogacone utopioną perłą, ale uwaga: to wino może być zatrute.
15.40. Krótki spacer po mieście nad Wartą. Jakieś spotkania, rozmowy. Piękna pogoda jak na tę porę roku. Nawet coś zjadłem w locie. Próba krótkiego relaksu w zmierzwionej pościeli nie powiodła się. Sprawdzam pocztę. 16.53 – pan Grzegorz nie odpisuje, pewnie wyszedł już z redakcji. On już po, a ja dopiero przed pracą. 16.59 – za godzinę i jedną minutę zaczynam próbę. Czwarty akt Hamleta przed nami. Co z tym kompresorem w lodówce? Wciąż milczy.
17.24 – muszę jednak wydobyć już spakowany komputer z plecaka, żeby utrwalić dobrą nowinę: tuż przed wyjściem z pokoju lodówka ożyła. Śniadanie, obiad, kolacja i wino przetrwają więc kolejne dni! 17.29 – wychodzę. 22.39 – wracam. 22.44 – papieros na balkoniku. Pierwszy papieros z nowo otwartej paczki i szklanka wina – no… tego z lodówki. Nie gadałem zbyt wiele z Michałem Aniołem tego wieczora. Ale spokojnie, premiera Hamleta „dopiero” o 19.00.
23.28 – wysyłam maila panu Grzegorzowi.

Michał Anioł w latach 1977–1984 był aktorem warszawskiego Teatru na Woli, a w latach 1984–1986 stołecznego Teatru Narodowego. Od 2008 roku jest aktorem Teatru im. Osterwy w Gorzowie.

Jestem duchem twojego ojca, skazanym na to by przez jakiś czas, błąkać się w nocy po ziemi…
Szekspir, Hamlet