To przysłowie sprawdza się wszędzie i zawsze.
W odróżnieniu od wszystkich innych (że wymienię tylko kulinarne), jak np. „kobieta jest jak winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...), im starsza tym lepsza”, a wiadomo przecież, jakie ryzyko dla smakosza niesie otwieranie przy dostojnych gościach butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... starego wina. Tego przecież tłumaczyć nie muszę czytelnikom fachowego bądź co bądź pisma. Sprawa jasna – przysłowie głupie.
Wróćmy jednak do owoców zakazanych. Pierwszy łyk wina spożyty zanim człek do niego dojrzał metrykalnie – nawet jeśli to jest, a raczej było, „Patykiem pisane” czy „Czar PGR-u” – smakował jak dziś Château Petrus. I w obu przypadkach chęci skosztowania tego nektaru nie mógł ograniczać brak gotówki. Pięć złotych sprzed lat jest absolutnie równe dzisiejszej kwocie pięciu tysięcy! I tę, i tę sumę trzeba było zdobyć w krwawym trudzie.
Teraz, po latach, gdy mam w dorobku wiele doświadczeń w docieraniu do smakołyków nieosiągalnych dla tzw. szarego człowieka, gdy moje fanaberie w tej dziedzinie w większości zostały już zaspokojone, postanowiłem zostać altruistą. Podpowiem, jak w sposób prosty i uczciwy dobrać się do zakazanego miodu, nie drażniąc pszczół i nie rozwścieczając niedźwiedzia.
Są wśród nas liczni miłośnicy grzybów – a sezon w pełni. Nie wszystkie grzyby jednak wolno w naszym kraju zbierać. Są liczne gatunki, nad którymi czuwa wszechpotężne państwo i chroni je przed obżartuchami, bojąc się, że wyjedzą je ze szczętem. A przyznać muszę, że są to rodzaje grzybów najpyszniejszych. Pierwszym z nich jest purchawica olbrzymia. Ta biała kula (czy raczej jajo) rosnąca na ogół na łąkach, z delikatnym lekko kremowym miąższem, pokrojona w grube plastry i lekko tylko podsmażona na maśle z odrobiną pieprzu jest najpyszniejszym polskim grzybem. Żadne pieczarki, kanie czy nawet rydze z patelni nie robią na moich kubeczkach smakowych takiego piorunującego wrażenia, jak ten zakazany grzyb.
Zerwanie zaś i konsumpcja tego delikatesu bez lęku o aresztowanie czy wysoką grzywnę (o łamaniu prawa już nie wspomnę) jest dziecinnie proste. Purchawicy nie wolno zbierać, gdy rośnie dziko, czyli na łące. Jeśli jednak grzyb ten pojawi się w naszym własnym ogrodzie i to na ogrodzonym terenie, na którym w pewnej oddali stoi nasz letni dom, to sprawa jest rozwiązana. Są dwa sposoby zaimplantowania purchawicy w naszym ogrodzie. Tańszy to przewiezienie do naszego ogrodu (już po sezonie grzybowym) sporego kawałka darni z części łąki, na której wcześniej zaobserwowaliśmy owe piękne białe kule. Są szanse za rok. Droższy to kupienie kawałka łąki (jeśli jest tuż za naszym płotem) i poszerzenie ogrodzenia o nowy kawałek. Ta druga metoda jest pewniejsza. Wiem coś o tym.
Jest też drugi grzyb, który śni mi się po nocach, gdy nadchodzi pora jego zbiorów. To smardz! W tym przypadku wystarczy krótka podróż na południe. Po przekroczeniu granicy Słowacji smardze można zbierać do woli. Nie są one tam objęte ochroną.
Można więc do woli i bez grzechu. Trzeba tylko wiedzieć jak.