Co Państwo wolą?

Co Państwo wolą: swobodę wyboru, wręcz porzucenie przez sprzedawcę w sklepie – czy nachalne ataki z jego strony, mające na celu ukierunkować  wasze decyzje?

I co jeszcze bardziej wam odpowiada: oswojona obsługa, która doskonale zna wasze upodobania – czy wyzwanie w postaci nowego miejsca, które nie dość, że mamy rozpracować i ilościowo, i jakościowo – to jeszcze zbudować relacje z pracującymi tam obcymi. Czyli własnym wysiłkiem dokonywać transformacji miejsc nowych w kolejne, zaprzyjaźnione placówki.

W przypadku wina wybór właściwego miejsca, gdzie będziemy je kupować, jest szczególnie ważny. Sprzedawca, na skutek głębokiej znajomości naszych upodobań, staje się kimś trochę jak spowiednik – a czy chcemy powierzyć największe sekrety naszego podniebienia komuś, kto może na zaufanie nie zasługiwać? Lekkomyślnie wybrany odbiorca naszych tajemnic może się okazać partaczem – który mówi „winko”, opowiada głupoty o ustawionych na półce butelkach, a zamiast głębokiego zrozumienia sprzedawanego asortymentu recytuje handlowe slogany mające zwiększyć sprzedaż.

Co wtedy czynić? Czy wolą Państwo nieść kaganek oświaty, zostając tym samym najbardziej znienawidzonym przez obsługę nabywcą, który nie dość, że się mądrzy, to jeszcze zazwyczaj miewa rację. A tego ludzie nie wybaczają prawie nigdy.

Lub pozwolić sprzedającym wylewać z siebie strumień marketingowych fraz – i mając ów strumień w tle, a traktując go jak nieszkodliwe szemranie, samodzielnie nurkować pomiędzy półkami, zachowując się tym trochę jak partyzant lub piąta kolumna.

A nowych sklepów przybywa, więc decydować trzeba szybko.