Pod znakiem koniaku

W poniedziałek 9. kwietnia na terenie Ambasady Francji w Warszawie odbyła się doroczna degustacja win z tego kraju. Motywem przewodnim był jednak koniak.

A przynajmniej tak mi się nieoficjalnie wydawało, bowiem nie było to jednoznacznie podkreślone. Jednak koniakowi poświęcono aż dwa ważne wydarzenia tego dnia, stąd moje domysły. Pierwej więc mieliśmy przedpołudniową prezentację dwóch producentów tego trunku oraz – co najważniejsze – degustację ich wyrobów, po południu zaś odbyły się warsztaty koniakowe dla polskich blogerów. Jednocześnie trwała stolikowa prezentacja kilkunastu wytwórców win, która ściągnęła sporo zainteresowanych z całej Polski.

Fot. Wojciech Gogoliński

Producentów koniaków było dwóch, Moisans (znany bardziej z marki Deau) oraz Vinet-Delpech. Obie wytwórnie nie są wielkimi producentami, ale robią również inne trunki, jak również handlują swoimi winogronowymi destylatami, tzn. sprzedają je bardziej znanym, największym wytwórniom, co w regionie naturalne i usankcjonowane od wieków. Rynek tego trunku (ponad 90% produkcji i eksportu) należy do tzw. wielkiej koniakowej czwórki: Martell, Hennessy, Rémy Martin i Courvoisier. Kilkuset mniejszych, przeważnie rodzinnych wytwórców musi się zadowolić owymi kilkoma pozostałymi procentami.

Ale rozpychają się bardzo ciekawie – po dekadach zastoju od kilku lat sprzedaż trunku rośnie gwałtownie, mówi się nawet o zjawisku tzw. „Cognac Attack!”, a sami wytwórcy poszli po rozum do głowy i wyraźnie starają się podążać ścieżką sukcesów producentów whisky – pojawiają się nowe serie koniaków, także rocznikowych, często w krótkich seriach, robionych na specjalne okazje lub sprofilowanych dla konkretnych grup odbiorców.

Fot. Małgorzata Franczyk

Od tradycyjnych konsumentów koniaków wymaga to pewnego wysiłku. Oczywiście – co podkreślił Łukasz Klesyk w czasie warsztatów dla blogerów – łatwiej jest nam się sięgnąć po znajomą markę, bowiem na wszystkich kontynentach będzie ona zawsze taka sama i wiemy, czego się spodziewać. Jednak jeśli jesteśmy otwarci na nowe wrażenia, warto poszukać wśród mniejszych wytwórców – nie zawsze od razu znajdziemy to, co nam zasmakuje, gdyż mimo dość ścisłych reguł produkcji koniaku, każdy wytwórca ma spore pole do popisu, jeśli chodzi o ostateczny „kształt” swojego winiaku. Ale szukać warto.

Tę niezwykle ciekawą imprezę pod hasłem Tastin’ France zorganizowało biuro Business France Polska działające przy Ambasadzie Francji w Warszawie. O samym wydarzeniu napiszemy więcej w najbliższym wydaniu „Czasu Wina”.

Wojciech Gogoliński