Sztuka kompromisu

Są takie sytuacje, że pragnie się czegoś ponad miarę. Pragnienie dotyczy nie tylko doświadczenia osobistego, ale bodaj pobieżnego widoku na przedmiot pożądania.

Bo kiedyś, proszę Państwa, to były czasy. Nie dość, że nie padało nieustannie  – i tym samym nie zamierała w nas od poranka wola życia, w stukocie kropel o parapet niweczona już z wieczora.  W kinach kiedyś grano od jesieni po lato mnóstwo nowości, a wiele z nich nawiązywało do wina.

Ludzie winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) do krwi przyrównywali (Wywiad z wampirem), czcili nim najważniejsze osobiście-dziejowo okazje (Casablanka), zostawali winiarzami (Francuski pocałunek). ba: nawet dopuszczali się w jego towarzystwie kanibalizmu, popijając nim ludzkie wątroby (Milczenie owiec). Było strasznie i śmiesznie zarazem oraz – co najważniejsze – było w ogóle.

A teraz? Leje tak srodze, że nie chce się pojechać po wino do sklepu, a co dopiero mówić o kinie. Nie ma nic. Ludzie popadli w wizualną abstynencję. Książę Persji nie pije ani kropli,  Człowiek, który gapił się na kozy spogląda na nie (za przeproszeniem) o suchym pysku, zaledwie Russell Crowe jako Robin Hood wychyla w towarzystwie ślepego Maxa von Sydova kilka pucharów. Lecz z wychylania nic nie wynika, bo to bardziej żłopanie niż picie, a w takich okolicznościach przyrody zazwyczaj żadna degustacja nie zachodzi.

Co więc robić, by podkręcona przez deszcz, a zarazem w zarodku przez padanie zduszona chęć napicia się wina (bądź jego oglądania) nie wpędziła nas w jeszcze większą niż dotąd depresję? Czasem trzeba być szczerym, acz okrutnym: na pewno mają Państwo gdzieś swoje zdjęcie. Z kieliszkiem wina lub w bezpośredniej bliskości butelkityp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr.... Proszę sobie na nie popatrzeć. Może pomoże. Z domu w każdym razie – jeśli nie ma nakazu – lepiej teraz się nie wychylać.