Zorganizowane perfekcyjnie i wielką pompą w słoweńskiej Brdzie i okolicach warsztaty na temat odmiany rebula rumena/ribolla gialla zapewne odbiją się sporym echem w świecie. Brała w nich udział grupa kilkunastu dziennikarzy ze wszystkich kontynentów pod kierownictwem Caroline Gilby MW, specjalistki od win środkowoeuropejskich. Z jednej strony może zadziwiać rozmach wydarzenia poświęconego szczepowi, który nigdy nie podbije rynku światowych nasadzeń. Ale nie o to chodziło – było to podkreślenie identyfikacji tej odmiany z regionem, który rozciąga się po obu stronach słoweńsko-włoskiej granicy.
W czasach wzrostu popularności odmian lokalnych, zwłaszcza wśród osób zmęczonych najbardziej popularnymi szczepami światowymi, rebula rumena cieszy się względną popularnością, głównie z uwagi na trudność w uprawie, choć są znane próby pojedynczych nasadzeń na różnych kontynentach. Odmiana dojrzewa po prostu bardzo późno, zwykle jest zbierana, gdy jest już dawno po zbiorach innych, trudno przewidzieć dokładny dzień jej zbioru i ta decyzja jest tu wyłączną decyzją producenta. Ta wyłączność jest wszędzie oczywistością, jednak nasadzenia w Brdzie są tak bardzo różnorodne pod względem stromości upraw i nasłonecznienia, iż często graniczy to z ruletką.
Za to ma rebula jedną wielką zaletę – świetnie udaje się na pograniczu słoweńsko włoskim, na specyficznych, fliszowych glebach, gdzie jej warstwy ułożyły się (sprasowały) z fragmentów pochodzących z najprzeróżniejszych epok geologicznych. I już widok np. osuwisk ukazują choćby w kolorach niezwykły, zbity przekładaniec.
Organizatorami byli Słoweńcy z Brdy, ale na imprezę licznie przybyli Włosi z Collio – obie nazwy oznaczają to samo (pagórki), bo i dla nich ten szczep staje się po prostu lokalną wizytówką. Szczególnie, iż po italskiej stronie, jak i po słoweńskiej do niedawna było to najtańsze, bezimienne winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) sprzedawane luzem w baniakach. Teraz zyskuje międzynarodowe uznanie, choć ciągle raczej wśród koneserów.
Wydarzenie zaczęło się od spotkania u największego wytwórcy win w Brdzie – Goriškiej Brdy, zaś przeszło ono do historii, bowiem pokazali się tu wytwórcy robiący rebulę na sposób musujący lub kupaże z jej udziałem. Było to spore przeżycie, gdyż tak „pospolitą” odmianę raczej nie kojarzy się z tego tupu winami, a tu faktycznie było czego posmakować i jest tego coraz więcej!
Dwa wykładowe dni były naszpikowane warsztatami, zaś najważniejszy był ten w drugim dniu, kiedy naprzeciw siebie usiadło trzynastu najwybitniejszych producentów rebuli oraz Caroline Gilby i moderatorka, a po drugiej, w dwóch rzędach dziennikarze i producenci choćby z Włoch. Każdy z wytwórców prezentował swoje kolejne wina oraz musiał odpowiadać często na grad pytań ze strony dziennikarzy. Przy rebuli bowiem absolutnie nie wszystko jest jasne, jest to odmiana plastyczna, z której można otrzymać zarówno wina jednoroczne, młode i lżejsze, jak i takie dojrzewające po kilka i dłużej lat, wina wytrawneokreślenie wina, w którym, teoretycznie, cały cukier na d..., jak i słodkiewino o dużej zawartości cukru naturalnego lub dodanego.., modne pomarańczowe czy też dłużej macerowane, no i wspomniane już wcześniej musiaki, a nawet (a jakże!) pét-naty. No i zupełna nowość – wina koszerne, z którymi wkrótce planuje wystartować Goriška Brda. Więc jest tego sporo jak na kilkaset hektarów upraw, stąd pytań o przyszłość rebuli w po obu stronach granicy było więcej niż dużo.
Drugiego dnia kolejną odsłonę warsztatów zaszczycił również Noah Charney, Słoweniec i profesor amerykańskich uniwersytetów, który chyba już na dłużej osiadł w ojczyźnie przodków, by „uregulować” sprawy z językiem rodziców, zaś przede wszystkim napisać wspaniałą książkę o rebuli: Gold Wine. Rebula the Liquid Gold That Links Slovenia and Italy ze wstępem Caroline Gilby, która to książka właśnie zagościła na światowych rynkach.
Sam Charney w swoim wykładzie podkreślał to, co napisałem we wstępie, iż rebula nigdy nie będzie drugim chardonay, ale wspaniale podkreśla identyfikację słoweńsko-włoskiego pogranicza. I że też warto od czasu do czasu, zwłaszcza gdy tu jesteśmy, po wina z niej sięgnąć… Koniecznie!