„Chopin, gdyby jeszcze żył, też by pił” – mawiało się o muzycznym przedstawicielu romantyzmu. A nie była to epoka wstrzemięźliwości od trunków.
Wiele napojów mających pewien procent alkoholu stanowiło w opinii ówczesnych medyków i farmaceutów konieczny składnik leczniczych toników, syropów, napitków wzmacniających.
W wielu aptekach, w których oprócz medykamentów oferowano rozmaite gatunkowe wina, można było nabyć też tzw. wina lecznicze, sporządzane na bazie czerwonego wina z domieszką wyciągów z ziół, owoców, a nawet kory egzotycznych drzew. Słabowitym dzieciom ordynowano winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) pepsynowe na apetyt, a wino z dodatkiem żelaza podawano profilaktycznie przeciw anemii. Wino chininowe pomagało w przeziębieniach, z wyciągiem z melisy i maku uspakajało, z domieszką ślazu łagodziło kaszel. Były też winne eliksiry przywracające męski wigor…
XIX-wieczne gazety zamieszczały wiele anonsów reklamujących tego rodzaju specyfiki. Nieomal co roku lansowano nowe, wszystkie skuteczne, sprawdzone przez rzesze pacjentów i przyjemne w smaku. Można więc sądzić, że ludzie tamtej epoki bardzo wcześnie poznawali smak wina i raczyli się rozmaitymi odmianami szlachetnych trunków w chorobie i zdrowiu, nie wspominając już o rozmaitych okazjach towarzyskich.
Wino twórczej wenie sprzyjające…
Biograficzne opowieści z życia sławnych ludzi często zawierają opisy radosnych przyjacielskich spotkań przy winie, zwykle czerwonym węgierskim lub z Bordeaux. Poeci czytali wtedy albo wręcz improwizowali wiersze, a pianiści – melodie. Towarzysze z kręgu Filomatów i Filaretów składali hołdy poetyckim talentom młodego Mickiewicza, śpiewając bardzo popularną wówczas, ale i w następnych pokoleniach pieśń:
„Pijmy zdrowie Mickiewicza
On nam słodkich chwil użycza.
Wszystkie troski koi boski
Jego lutni dźwięk…”.
Po tej zwrotce zaczynano wznosić toasty…
Przywołany wcześniej cytat o Chopinie, wzięty z Wesela Wyspiańskiego, nie powstał przypadkowo. Fryderyk – jak wszyscy dorastający w tamtej epoce – wcześnie poznał smak wina. Jego ojciec Mikołaj, z pochodzenia Francuz z Lotaryngii, nie wyobrażał sobie życia bez szlachetnych trunków. Dlatego przy stole Mikołaja i Justyny Chopinów wino pojawiało się nie tylko w świąteczne dni.
Czwórka małych Chopinów nie cieszyła się zbyt dobrym zdrowiem, więc pani Justyna w znanej warszawskiej aptece doktora Malcza przy Krakowskim Przedmieściu często kupowała lecznicze wina, by wzmocnić słabowite dzieci. Jako uczeń ostatnich klas liceum Fryderyk spotykał się wieczorami w gronie kolegów w bardzo popularnych w ówczesnej Warszawie kawiarniach i winiarniach Honoratka czy Suchym Lesie.
Regulaminy szkół wyższych tamtych czasów nie zabraniały licealistom bywania w lokalach, pod warunkiem że „zachowanie ich było przystojne, a ubiór stosowny”. Wśród kolegów młodego Chopina elokwencją, erudycją i muzykalnym talentem wyróżniał się jeden – jego rówieśnik Maurycy Mochnacki. Młodzi ludzie dyskutowali o przyszłości, polityce, warszawskich sensacjach, a później, zakupiwszy kilka butelek węgrzyna czy białego reńskiego wina, udawali się do mieszkania Mochnackiego, gdzie w małym saloniku królował wielki fortepian i aż do północy słuchali muzyki granej przez gospodarza i Fryderyka. Te wieczorne spotkania przy winie i muzyce jeszcze po latach wspominał w wierszowanym liście do poety Stefana Garczyńskiego (jednego z ich uczestników) inny przyjaciel, też poeta, Bohdan Zaleski, pisząc:
„Stefanie, serce mdleje
Warszawscy dwaj muzycy
Tych nocy czarodzieje
Chopinek i Maurycy…”.
Kiedy 20-letni Fryderyk znalazł się we Francji i zaczął brać udział w życiu nie tylko muzycznym, ale i salonowo-towarzyskim, zasmakował w szampanie, który podawano podczas proszonych kolacji nie tylko przy wyjątkowych okazjach. Francuscy znajomi zauważyli, że utalentowanego Polaka łatwiej skłonić, by usiadł do fortepianu i zaprezentował nowo powstałe utwory, jeśli wcześniej wychyli lampkę musującego wina. Gustował przy tym w gatunkach szampana demi-sec – delikatnych i łagodnych.
Zachowały się też wzmianki w listach i wspomnieniach z epoki o Fryderyku, który po wypiciu kilku pucharków szampana, w pogodnym nastroju zaczynał improwizować. Spod jego palców płynęły wówczas melodie tak lekkie i zwiewne, że słuchająca go publiczność porównywała je do szlachetnego musującego trunku przemienionego w dźwięki muzyki.