Postać ciekawa i nietuzinkowa. Jedna z takich, z którymi zaprzyjaźniamy się na zawsze w ciągu pięciu minut. Wydawca i szef newsroomu największej państwowej stacji radiowej Kol Israel (Głos Izraela). Propagator kultury winiarskiej w swoim kraju, guru i wyrocznia na tamtejszym rynku.
Znawca win włoskich, którymi zajmuje się już od trzydziestu lat.
Z tymi Włochami to nie przypadek. Po skończeniu dwóch uniwersytetów w kraju Jurek na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku wybrał się na studia medyczne do Rzymu. Jednak to nie było zajęcie dla niego. Wytrzymał dwa lata, ale w tym czasie rozpoczął współpracę z radiem izraelskim, którego korespondentem w Rzymie był przez następne 18 lat. Tam urodziły się jego dzieci. Tam na raka zmarła jego żona.
Ja mówię?!
Z tym Jurkiem to też nie przypadek. Naprawdę nazywa się Yair Korn Kornblum. Ale dla mnie w pięć minut został Jurkiem. Po prostu wyglądał na Jurka. I tak już zostało do dziś.
Kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy 10 lat temu, w naturalny sposób zaczęliśmy rozmawiać po angielsku. I tak to trwało przez jakiś czas. Do momentu, kiedy go odwiedziłem w Izraelu, podczas objazdu tamtejszych regionów winiarskich.
Wtedy doszło do jednego ze śmieszniejszych zdarzeń w moim życiu. Jurek kilka razy wspominał, że rodzice przez całe życie rozmawiali wyłącznie po polsku. Musiałem być wówczas rozkojarzony, bo nie podjąłem tematu. Jednak podczas pewnej wspólnej kolacji w Jerozolimie temat rodziny powrócił. Spojrzałem na niego i powiedziałem zdziwiony:
– To jak to w końcu jest: w młodości musiałeś przecież rozmawiać ich językiem. Tego się, tak ot, nie zapomina!
– No wiesz – odparł – właściwie to ja wszystko rozumiem po polsku, ale brakuje mi trochę słów, żeby zacząć mówić.
– Jak brakuje? Przecież właśnie mówisz do mnie po polsku! – Moje zdziwienie mogło dorównać tylko jego zdumieniu i zastygłej w niewierze twarzy.
Od tej pory, od kilku lat porozumiewamy się wyłącznie językiem Mickiewicza. I sprawia nam to wielką frajdę, bo podczas degustacji możemy swobodnie komentować kolejne wina, wiedząc, że nikt nas nie zrozumie.
Powrót taty
Rodzicami Jurka byli polscy Żydzi. Matka pochodziła z Płocka, ojciec – spod Cieszyna. Tam chodził do szkoły, do liceum – w Bielsku-Białej. Wyemigrował w 1935 roku, miał wtedy 17 lat. W Palestynie przez całe życie pracował w różnych zawodach związanych z przemysłem budowlanym. Ale jego marzeniem było pisanie. I pisał do szuflady, długo nic nie publikował, właściwie do emerytury. Pisał wyłącznie po polsku. Przez całe życie. W końcu zaczął publikować. I został sławny. Także w Polsce wydał kilka książek, w tym jedną, która stała się bestsellerem – Życie przyobiecane.
Z Jurkiem spotykamy się 2–3 razy w roku, na wyjazdach winiarskich, w różnych krajach. Zawsze wtedy pytam o zdrowie ojca. Jurek się martwił coraz bardziej – tata podupadał stopniowo na zdrowiu. W lutym 2009 roku Jurek poinformował mnie, że ojciec zmarł w listopadzie.
Kilka lat przed śmiercią Jurek zabrał ojca w podróż sentymentalną do stron rodzinnych. Dotarli też do Krakowa. Mnie akurat nie było – po mieście oprowadzał ich Wojtek Bosak.
Jurek pisze regularnie w największym izraelskim magazynie winiarskim „Jajin” (winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...)). Prowadzi też cotygodniowe pogadanki w swoim radiu. Jest stałym felietonistą w kolorowym magazynie, dodatku do najważniejszego izraelskiego dziennika „Haaretz”.