Od 23 do 31 sierpnia 2016 roku m.in. w krakowskiej Restauracji Magnifica znajdującej się w hotelu FARMONA BUSINESS & SPA trwać będzie Festiwal Fine Dining Week.
Festiwal organizowany jest przez grupę pasjonatów działających pod nazwą Restaurant Week, których misją jest wspieranie rozwoju oraz promocja najlepszych polskich restauracji. Organizowane przez nich od dwóch lat w największych miastach Festiwale Najlepszych Restauracji budzą zawsze wielkie zainteresowanie. Dzięki nim Polacy mają okazję odwiedzić wielokrotnie wyróżniane m.in. przez przewodnik Michelin i Gault&Millau, topowe restauracje i spróbować w nich specjalnie skomponowanych przez najlepszych szefów kuchni dań w wyjątkowej festiwalowej cenie. To wspaniała okazja by wraz z bliskimi poznać nieznane dotąd smaki oraz doświadczyć atmosfery, która na co dzień dostępna jest tylko dla wybranych.
Magnifica znaczy wspaniała
Już od najbliższego wtorku tj. 23 sierpnia mieszkańcy Warszawy i Krakowa mogą wziąć udział w nowej odsłonie Festiwalu Najlepszych Restauracji – Festiwalu #finediningweek, do którego zaproszono trzydzieści siedem najlepszych lokali. O historii fine diningu i jego najważniejszych cechach mogą Państwo przeczytać tutaj. Organizatorzy do udziału w Festiwalu zaprosili trzynaście krakowskich restauracji – w gronie wyróżnionych znalazła się m.in. Restauracja Magnifica przy ul. Jugowickiej 10c, którą miałam przyjemność odwiedzić tuż przed rozpoczęciem Festiwalu.
I nie żałuję, choć nie wszystkie potrawy przygotowane przez szefa kuchni Krzysztofa Mardyła skradły mi serce…, a to dlatego, że nie wszystkie zjadłam w pełnej odsłonie! Trudno bowiem ocenić smak krewetek czy innych owoców morza, gdy nie można ich jeść ze względów zdrowotnych. Dlatego, by uniknąć niedomówień, zabrałam na kolację moją przyjaciółkę Kasię, która na nic nie ma uczulenia, a za krewetkami wręcz przepada i zna się na nich jak mało kto. I jeszcze lubi podroby, a ja niekoniecznie, choć akurat drobiowa wątróbka podana na pierwszą przystawkę bardzo mi smakowała.
Przystawki dały radę
Wątróbka była znaczącym składnikiem kremowego pate z wyborną galaretką z brandy okraszonego soczystą żurawiną macerowaną w tymże winiaku. Do pasztetu podano trzy zgrabne, trójkątne grzanki oraz jabłkowy chips frywolnie przewiązany rurką szczypiorku. Całości dopełniał wyśmienity żurawinowy mus, który został zebrany kawałkami grzanek do ostatniej kropli. Porcja była odrobinę za słodka, ale to nie przeszkodziło, by talerze do kuchni wróciły puste.
Wspomniane wyżej krewetki zjedzone w podwójnej porcji w ocenie Kasi były poprawne. Delikatnie podsmażona na maśle langustynka rozpływała się ustach, jednak jej mniejsze towarzyszki mimo, że nie były gumiaste (co podobno się zdarza) nie zachwyciły. Niemniej jednak nie samymi krewetkami człowiek żyje, a doznaniami, których w tym daniu nie brakowało. Wrażenie zrobił już sam postawiony przed każdą z nas (przez bardzo uroczego i sympatycznego kelnera) talerz – wyglądał imponująco! Druga przystawka tym razem w wersji na ciepło przypominała żółtopomarańczowy katamaran. Za żagiel robiła przepyszna, lekko pikantna chrupiąca tortilla. Kadłubem był klarowany na maśle plaster ananasa pod pierzynką pomidorowo-paprykową. Na nim załoga: trzy koktajlowe krewetki, delikatna lekko kwaskowata główka aksamitki i dorodna, w pełnym opancerzeniu krewetka Tygrysia. Całość okalał wyborny w smaku egzotyczny sosik. Chciało się to zjeść, oj chciało. I zjadło się, mimo że krewetkom brakowało ostrości. Ale balans smaku był i takie danie chciałabym umieć zrobić. No i ten sos – pycha!
Na czerwono
Po pierwszych dwóch przystawkach przyszedł czas na zupę, a raczej na krem z buraka. Moda na kremy nie przemija, więc i tu można było się spodziewać, że burak zostanie przetarty. Intensywny smak warzywa wzmocniony został ostrą nutą czosnku i lekko słonawą fetą. Dobrze, że do dań podano przyjemnie delikatną, pozbawioną bąbelków naturalną wodę mineralną prosto z Włoch. Acqua Panna Toscana w towarzystwie kawałków cytryny idealnie gasiła pragnienie i lekko tonowała ostrość buraka. Kasia była zachwycona, bo lubi takie wyraziste smaki, ja wypiłam prawie całą szklankę wody.
Nim spróbowałyśmy mięsiwa, podano wymyślny przerywnik z arbuzem w roli głównej. Arbuzowy sorbet podany w kieliszku do białego wina wyglądał smakowicie, jednak w naszej ocenie był za słodki. Winowajcą z pewnością był syrop cukrowy i białka jajek, które sprawiły, że konsystencja zimnej przekąski stała się cięższa i bardziej konkretna. Plusem tego przerywnika było totalne zniwelowanie smaków z poprzednich dań. Taka słodka alternatywa umycia zębów i przepłukania ust.
Nie trzeba jechać do Francji by doświadczyć mistrzostw świata
Trzeba przyznać, że Krzysztof Mardyła ma wyczucie stylu i doskonale potrafi łączyć smaki, które nam nigdy by nie przyszły do głowy. Podane na czarnym półmisku plastry rozpływającej się w ustach polędwicy cielęcej z lekko słonawą polentą, marynowaną gruszką, smażoną kulką gorgonzoli, liśćmi szpinaku i jadalnymi kwiatami smakowały niezwykle. Całości dopełniał biały serowy sos przyprawiony aromatycznymi ziołami. Szkoda, że to danie dostałyśmy jako piątą potrawę, bo niestety nasze brzuchy były już prawie pełne, a ta propozycja była dosyć ciężka. Ale danie było przepyszne, choć dopiero głębię smaku poczułyśmy nakładając na widelec po odrobinie z każdego składnika. W osobnych transzach czegoś nam zawsze brakowało, ale jako jedność danie stanowiło mistrzostwo świata. Do polędwicy Kasia wypiła kieliszek chilijskiego chardonay z Doliny Centralnej z 2015 roku. Winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) o słomkowym kolorze, o nutach cytrusowych i wyrazistym aromacie idealnie komponowało się z daniem głównym. Ja niestety zostałam przy wodzie, gdyż tego wieczoru byłam kierowcą.
Atmosfera ma znaczenie
Zwieńczeniem kolacji był lekki jak piórko deser na bazie limonki i kruchej bezy. Nieduża porcja była idealnie wyważona: orzeźwiający smak maliny i mięty przeplatał się ze startą na drobne wiórka limonką, która była idealnie zbalansowana nieco słodszą bezą. Zanurzając łyżeczkę w lekkim cytrusowym kremie można było odpłynąć z rozkoszy…
Wrażenia te wzmacniała na pewno atmosfera jaka panowała w restauracji Magnifica. Stylowe marmurowe wnętrza, dyskretne światła, miła obsługa, nienachalna muzyka w tle sprawiały, że czas jaki spędziłyśmy w restauracji minął bardzo błogo i niestety szybko. Kto z Państwa jeszcze nie miał okazji odwiedzić restauracji Magnifica powinien to czym prędzej uczynić. Zaproponowane menu festiwalowe z pewnością przypadnie do gustu osobom ceniącym słodkiewino o dużej zawartości cukru naturalnego lub dodanego.. nuty, ale też tych, którzy szukają niezwykłych doznań w nieskomplikowanych, by się mogło wydawać, daniach. To faktycznie jest wielozmysłowe doświadczenie restauracyjne, za które warto, moim zdaniem zapłacić 119 złotych (z kieliszkiem aperitifu). Nie sztuka bowiem bazować na wymyślnych produktach i nieznanych wcześniej smakach. Osiągnięciem jest skomponować menu ze znanych składników i stworzenie z tego czegoś, co na długo pozostaje w pamięci, a wcale nie jest takie proste do powtórzenia w domowych warunkach.
Krzysztof Mardyła tę umiejętność posiadł i jestem przekonana, że kto z Państwa zdecyduje się skosztować jego festiwalowych propozycji, niebawem wróci do Restauracji Magnifica, aby delektować się innymi jego potrawami. Smacznego!
Więcej informacji o rezerwacji stolików w Restauracji Magnifica znajdą Państwo na stronie www.restaurantweek.pl
Teskt i zdjęcia: Justyna Abdank-Kozubska