Gdy wokół Wiednia słyszało się częściej mowę turecką niż niemiecką, Austriacy nadzieję na powrót do normy pokładali w… Polakach. Nadzieja ta opierała się na dwóch filarach – królu i jego szpiegu. Król – Jan III Sobieski dał Wiedniowi wolność, szpieg – Jerzy Franciszek Kulczycki, dał mu kawę.
Kulczycki był to szpieg bardzo zdolny, kształcony za granicą, znający zarówno mowę turecką, jak i węgierską oraz rumuńską, a także wszelkie obyczaje Osmanów. Jednak na szpiega się nie kształcił, został nim podczas spaceru. Spacer ten odbył się 13 sierpnia 1863 roku.
Bohaterstwo poligloty
Przybyły kilka lat wcześniej, najprawdopodobniej z Serbii, Jerzy Franciszek Kulczycki, pracował od 1660 roku w Wiedniu jako tłumacz języka węgierskiego. Legendy podają, że jako dziecko został porwany z Polski, natomiast biografowie mówią, że zanim zasłynął swym sprytem, zajmował się kupiectwem w Kampanii Orientalnej – stowarzyszeniu kupców wiedeńskich dla handlu ze Wschodem.
W okresie napięć austriacko-tureckich groziło mu, jako przybyszowi z Serbii, wydalenie, ale uratował go polski paszport i odtąd Wiedeń zyskał nowego obrońcę. W tej roli poznajemy go, kiedy zgłasza się do burmistrza miasta z propozycją, że wraz ze swoim sługą przedrze się przez wojska tureckie. Stawi się u księcia lotaryńskiego, aby go powiadomić o stanie obrony stolicy i o jej planowanej kapitulacji. Wtedy nadszedł moment, by wykorzystał swoje „osmańskie umiejętności” odpowiednio uwiarygodnione tureckim strojem.
Kawa dla wielbłąda
Przekazane przez Kulczyckiego informacje miały pomóc Sobieskiemu w organizacji odsieczy. Skutki wydarzeń z 1683 roku zaowocowały wynagrodzeniem zasłużonych, wśród których znalazł się Jerzy Franciszek Kulczycki. Pierwszą nagrodę wybrał sam Kulczycki, a były nią – ku zdziwieniu wszystkich, łącznie z królem – worki z paszą dla wielbłądów, z której nikt nie miał już mieć żadnego pożytku. Bohater, jako znawca tureckich zwyczajów, zauważył, że aromat otaczający te worki nie jest bynajmniej charakterystyczny dla paszy, ale dla kawy, którą Kara Mustafa zagrzewał swych żołnierzy do walki.
Dostał więc Kulczycki od Jana Sobieskiego zapas tureckiej kawy, którą później wykorzystał, podając gościom w otrzymanej od miasta kamienicy. Dzięki dwudziestoletniemu zwolnieniu od płacenia podatków mógł swój nowy dom przekształcić w pierwszą wiedeńską kawiarnię, którą nazwał Pod Niebieską Butelką.
Osmański croissant
Kulczycki zaangażował się w kawiarnianą działalność całym sobą. Nie wiadomo, czy na pamiątkę zwycięstwa nad Turkami, czy po prostu czując sentyment do krajów osmańskich, miał podawać gościom kawę ubrany w strój turecki, a do każdej filiżanki dołączać ciasteczko w kształcie półksiężyca, które mogło być jednym z pierwowzorów słynnego rogalika croissant. Swoją kawę Kulczycki najpierw słodził miodem, potem cukrem, dodając do niej śmietankę lub mleko.
Wiedeńscy kawiarze docenili innowacyjność polskiego kolegi i wprowadzili zwyczaj organizowania Kolschitzky Fest, dekorując raz w roku portretami Kulczyckiego okna swych lokali. Kulczycki doczekał się również ulicy nazwanej jego imieniem i pomnika, który umieszczony na narożniku domu pomiędzy ulicami Favoritenstrasse i Kolschitzkygasse do dziś czuwa nad amatorami eksperymentów kawowych.