Steven Spurrier. Człowiek, który żył winem…

Steven Spurrier
Steven Spurrier (1941–2021) / fot. Sarah Stierch (CC BY 4.0)

Wczoraj nad ranem odszedł Steven Spurrier, jeden z największych dżentelmenów wina w historii. Piszę człowiek, bo nie wiem, jak jego fach dokładnie uściślić: był dziennikarzem, pisarzem, autorem kilku książek, ale niekiedy marszandem, animatorem, nauczycielem. Jednak przede wszystkim tym, który pokazał Francuzom, gdzie jest właściwe miejsce dla ich win…

I że na świecie też się robi wina, i to w czasach, kiedy Francuzi ciągle gardzili choćby własną Langwedocją…

Bardziej o nim słyszałem, pisałem wiele razy, czytałem książki, wiele tekstów. On, Jancis Robinson, Hugh Johnson. Wszyscy wiemy – właśnie Johnson pierwszy pojechał do Kalifornii, żeby zobaczyć, co się tam do kroćset wyrabia. Po powrocie opisał swoje wrażenia, ale w Europie jego opinie powszechnie wyśmiano.

Wtedy ruszył Spurrier, objechał winnice i wybrał próbki win do degustacji porównawczej z najlepszymi flaszkami francuskimi. No i stało się – kurtyna rypła jak granat w kurnik: Kalifornia zmiotła Francję w słynnej Degustacji Paryskiej w 1976 roku.

Ten fakt wstrząsnął światem i ten wszyscy znamy najlepiej. Mnie zawsze najbardziej śmieszyło to, że wcześniej założył w stolicy Francji sklepik o bardzo wyzywającej nazwie Académie du Vin i na kursach szkolił Francuzów… z oceny ich win. Niektórzy zirytowani pytali: „dlaczego ten marszand winem mówi po angielsku”.

Niecałe trzy lata temu na łamach „Czasu Wina” recenzowałem jego ostatnią (jak można było to przewidzieć, że ostatnią), biograficzną książkę: Steven Spurrier – Wine a Way of Life i od dawna się tak nie uśmiałem i nie czytałem z takimi wypiekami. Masa anegdot, dykteryjek, ale i głębokich przemyśleń, a zwłaszcza wielki dystans do różnych sytuacji i opis świata, którego zupełnie nie znałem – kiedy do sklepiku z winem, gdzie terminował w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku przychodzili dżentelmeni w dwurzędówkach i koszulach ze sztywnymi kołnierzykami oraz złotymi spinkami… i jak należało ich zrazu usadzić w skórzanym fotelu, nareszcie zacząć uniżoną rozmową (nie narzucając własnego zdania), by cokolwiek sprzedać… To pokazuje, jak wielki dystans przebyliśmy, jak zmienił się świat wina w ogóle…

Pamiętam też, jaką krzywdę zrobił mu film „Bottle Shock”. I jaki szum kilkanaście lat temu przetoczył się w mediach. To obraz o nim, ale zrobiony bez niego – niemal całkowicie nadziany mijającymi się z prawdą faktami. Pamiętam jego wypowiedzi, że nie może tego zrozumieć, że jest zszokowany, że myśli o procesie… Ale proces raczej nie był w jego stylu. Zgadzałem się z nim w duchu, ale najbardziej mnie wkurzały proste niechlujstwa, których było mnóstwo, jak choćby… kody kreskowe na flaszkach, podawana butelkatyp butelek o różnym kształcie, pojemności i kolorze, pr... rumu, itp.

I jeszcze, że nie pojawiła się na ekranie w ogóle (sic!) postać Warrena Winiarskiego, Człowieka Roku magazynu „Czas Wina” (to jego Cask 1973 wygrał wśród win czerwonych w Paryżu), zaś większość akcji toczy się w nieodległej winiarni Chateau Montelenawiniarnia w Napa Valley (Kalifornia). Jedna z najsłynniejsz... (...) zmarłego przed ośmiu laty Jima Barreta (Chardonnayfrancuska odmian białych winogron, jedna z najbardziej rozp... 1973 – to biały zwycięzca pamiętnej oceny). Choć nic mu absolutnie nie ujmuję, zwłaszcza zaś zasług

Stevena Spurriera spotkałem chyba tylko dwa razy, pierwszy na jakiejś ogólnej degustacji, drugi zapamiętałem szczególnie – jedliśmy na stojąco w Montalcino ribollitę i pappa al pomodoro, gwarząc w przerwie kolejnych rozdań brunello. Taka pogawędka, nie próbowałem nawet próbować pytać o wielkie wydarzenia w jego życiu, bo wiedziałem, że bym go zamęczył…

Jednak szkoda, bo już nie będzie okazji…Wielki żal…