O degustacji

 

Oto mały elementarz degustacyjny. Winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) próbujemy w trzech tanecznych krokach, z których każdy dzieli się na trzy mniejsze kroczki. To proste, mechaniczne, można nawet powiedzieć, że rytmiczne. Nie trzeba posiadać szczególnego daru, wystarczy trochę pamięci skojarzeniowej.

 

Ci, którzy opowiadają Wam, że jest inaczej, to przybysze z obcej planety. No, to napełniamy sobie kieliszki. Nie bardzo. Najwyżej jedną trzecią tego, co zwykle. I zaczynamy smakować.

Wzrok

Fot. P. KopećObejrzyjmy „suknię” wina. Młode wina czerwone będą w kolorze owoców granatu, o akcentach przesuniętych nawet w kierunku fioletu. Dojrzalsze czerwone wina będą przypominać raczej cegłę i kolor marsylskiej dachówki. Młode wina białe nie będą miały intensywnej barwy, ale im bardziej dojrzałeokreślenie degustacyjne stwierdzające, że wino osiągneł... (...), tym więcej w nich dostrzeżemy nut złotych, a nawet bursztynowych. Jednak to wszystko uzależnione jest od warunków dojrzewania wina, od sposobu jego winifikacji i od tysiąca innych czynników, których nie jesteśmy tu w stanie przywołać.
Teraz delikatnie zakręćmy kieliszkiem, by nieporuszone wino łagodnie dotknęło ścianek. Przyjrzyjmy się pozostającym na szkle „łzom”, względnie „nogom”. Chodzi ogólnie o jedno i to samo, tyle że terminologia to kwestia osobistych preferencji. Te jakby oleiste strugi informują nas o strukturze wina. I o niczym więcej. Tylko czasem niektórzy zabawni winiarze dodają do wina glicerolu, aby wino było bardziej „tłuste”, bo to ostatni krzyk mody. Na grubość i kształt „nóg” wpływa też rodzaj szkła i sposób jego umycia.
Popatrzmy na owalną powierzchnię wina. Jeśli pojawi się na niej nalot, trochę jak w czasie deszczu na stacji benzynowej, to znaczy, że podczas przepuszczania przez prasę zbyt brutalnie potraktowano pestki winogron. Nie jest to strasznie poważna wada, ale będzie nieco mniej sympatycznie, gdy już spróbujemy wina.

Fot. M. WiśniosNos

Przede wszystkim nie potrząsajmy – ani winem, ani kieliszkiem. Wsuńmy do kieliszka nos i płytko, kilkakrotnie pociągnijmy powietrze, trochę jak węszący pies. Pozwala to lepiej wykorzystać nasze receptory powonienia.
Teraz delikatnie poruszymy winem, aby jego najlżejsze składniki ulotniły się, zostawiając miejsce dla nowych zapachów. Znów pociągnijmy nosem.
Wreszcie kręcimy kieliszkiem w stylu Luisa de Funès z filmu Skrzydełko czy nóżka, bo to robi wrażenie na dziewczynach. I znów wąchamy. Zwykle, jeśli kieliszek nie był brudny i nos mamy w stanie normalnego funkcjonowania, to za każdym razem powinniśmy czuć inne zapachy i to coraz mocniejsze.

Usta

Fot. M. WiśniosW końcu nadchodzi ten moment. Nareszcie można się napić. No to bach! Ale zaraz, zaraz. Taki łyk zniweczy wszystkie poprzednie wrażenia wzroku i powonienia! Zróbmy to inaczej:
zaczerpnijmy mały łyk wina – usta ułóżmy w „kaczy kuper” i pociągnijmy powietrze – pozwólmy, aby wino rozlało się równomiernie po całej jamie ustnej.
Taki zabieg pozwoli na zachowanie wrażeń zbliżonych do początku spektaklu. To normalne, ponieważ język jest ślepy i pokazuje tylko proste smaki: słony, słodki, gorzki i kwaśny. Do tego dodajmy taniny – uczucie zimna i ciepła i to będzie wszystko, co mogą czuć usta. Jeśli mamy katar, nie poczujemy nic więcej, chociaż wszystko będzie w najlepszym porządku. To tylko dlatego, że do pełnej percepcji wina potrzeba jeszcze jednoczesnego korzystania z nosa i ust. Nazywamy to „posmakiem” wina.

Ostatnia rada

Podczas degustacji nie zapominajmy o wypluwaniu wina. Powrotna droga do domu często jest długa i kręta, a nie wszystkie topole, wierzby i dęby są w stanie spokojnie stać na poboczu szosy. Byłoby głupio popsuć sobie weekend albo stracić prawo jazdy dla kilku czy kilkunastu łyków. Jeśli nie możemy ścierpieć tego marnowania wina, jakim jest jego wypluwanie, wybierzmy lub wyznaczmy Jana Szofera, który poświęci się dla całego towarzystwa.

Tłumaczenie i redakcja: Szymon St. Kamiński