Przyrzekam, nigdy więcej nie powiem, że siedem godzin w pociągu na trasie z Krakowa do Poznania to skandal i średniowiecze. Bo gdzie jeśli nie tu, w zgrzebnym przedziale PKP TLK mogłabym w takim czasie przeczytać z radością od deski do deski książkę w sam raz na wakacyjną podróż.
Niech was nie zmyli tytuł, sugerujący raczej nienajwyższych lotów romansidło, a nie zgrabnie napisany, pełen zabawnych suspensów dziennik pobytu w Rzymie młodego Monachijczyka. Martin, od zawsze zauroczony włoską kulturą i językiem, trafia do Wiecznego Miasta w roli korespondenta jednej z niemieckich gazet. Mimo że zna włoski, niewiele wie o panujących tu obyczajach. Musi więc dzielnie znosić męskie pocałunki wylewnych Rzymian witających i żegnających się zawsze cmoknięciem w oba policzki, niewyobrażalne dla porządnego Niemca zamieszanie na ulicach, brak szacunku dla przepisów i podatków, za to bezwzględne przywiązanie do tradycji kulinarnych i sposobów parzenia kawy. Autor Martin Zöller zręcznie bawi się różnicami pomiędzy Europejczykami z północy i południa, pomiędzy sztywnym, przewidywalnym do bólu stylem bycia mieszkańca Monachium, a szalonym, pełnym emocji życiem Rzymianina. Rzymianina, którym nasz bohater staje się niepostrzeżenie coraz bardziej każdego dnia. A że jest czystej krwi Nordyjczykiem, obdarzonym niebywale jasnymi włosami, bywa naprawdę zabawnie.
Oczywiście Rzymskie zauroczenie nie jest wolne od romansowego wątku, który znajduje swoje rozwiązanie w scenie wyścigu z figurą Madonny pod pachą, w którym to wyścigu nasz dzielny potomek Nibelungów bierze udział, by ratować… Więcej nie mogę napisać.
Warto wsiąść do pociągu byle jakiego, bo nie o destynację tu chodzi, by wybrać się w szaloną podróż do Rzymu, gdzie każdy banknot jest za duży by go rozmienić, żadne spotkanie nie jest tak ważne, by się na nie nie spóźnić, a żadna droga na tyle wąska, by nie zaparkować „na drugiego”…
Martin Zöller
Rzymskie zauroczenie. Niecodzienne zapiski blondyna, który chciał się poczuć w Rzymie jak w domu
Wydawnictwo Pascal 2014
Cena: 36,90 zł
