Organicznie cenię prace organiczne, choć często – jak w tym przypadku – nie są to rzeczy, które, odłożywszy wszystko na bok, będziemy z wypiekami czytać od początku do końca, a potem odgrzewać wystygły obiad.
To pozycja do smakowania, koneserskiego zachwytu nad każdą stroną, każdym fragmentem, każdym ciekawym zdjęciem.
Od razu powiem to, co mnie najbardziej boli – to nie jest książka dla wszystkich, a powinna. Wielka szkoda. Powinna, bo znajomość faktu wśród konsumentów jest ciągle znikoma. Nawet, jeśli wiemy, co nam smakuje, czego szukamy w sklepie, to i tak najczęściej nie wiemy dlaczego. Dlaczego coś smakuje, jak smakuje, i pachnie, jak pachnie, czy stoi za tym jakaś domowa tradycja, czy też ktoś przeprowadził długotrwałe badania laboratoryjne, by osiągnąć właściwy efekt.
Pytanie nie jest bez sensu, bowiem np. wódki gatunkowe, o często wyraziście brzmiących nazwach, jak choćby jarzębiak czy wiśniak, zawierają w swoich kompozycjach znacznie więcej składników niż ten podstawowy, czasami jest tego aż kilkanaście pozycji. Zaś do efektu końcowego dochodzi się latami. Często zdarza się, iż na rynku (także w różnych krajach) mamy kilka podobnych wyrobów, bo też ich receptury są tajemnicą, są prawnie chronione. Wymyślając skład jakieś słodkiej wódki musimy najczęściej zaczynać od zera. Dodatkowo w Polsce, nie mając do dyspozycji całego mnóstwa składników, także tych podstawowych, musiano używać w kompozycjach pozycji zastępczych, znacznie gorszych, które udawać musiały te oryginalne.
Podtytuł książki może nieco przerażać czy zniechęcać (Historia i leksykon produktów Lubuskiej Wytwórni Wódek Gatunkowych), ale szybko wyjaśniam – zupełnie niesłusznie. Faktycznie brzmi to jak kronika jakiegoś zakładu pracy, z akademiami i rocznicowymi spotkaniami. Nic z tych rzeczy – tutaj Zielona Góra jest właściwie tłem, rzecz toczy się o historię polskiej wódki w ogóle, tej wytrawnej i słodszej, na likierach i kremach kończąc. Zielona Góra jest tu jedynie o tyle ważna, iż szczyci się przedwojenni tradycjami gorzelniczymi oraz zakładem, który przeszedł w polskie ręce. A także wielkimi nazwiskami polskich gorzelników (często z kresów), którzy tutaj zaangażowali się twórczo.
To książka o polskich wyrobach alkoholowych w ogóle, ich historii i tradycji, zasadach powstawania. Ułożone alfabetycznie hasła często są bardzo długie, bo też i przedmiot opisu tego wymaga. Mówimy wszak niekiedy o trunkach znanych od wieków, w których nawarstwiło się z czasem wiele lokalnych niuansów, jak choćby brak czy też obecność jakiegoś składnika.
Polskie gorzelnictwo potęgą kiedyś było, nie tylko z uwagi na rodzimą konsumpcję, ale też wielki eksport. Wielu z opisanych alkoholi już nie ma – przetrwały tylko tu, na kartach historii. Dlatego tym bardziej warto taką księgę mieć, choćby miała stanąć na półce. Jak tam stanie, jestem pewny, że będziemy po nią sięgać. Częściej niż nam się wydaje!
Od likierów do Luksusowej.
Historia i leksykon produktów Lubuskiej Wytwórni Wódek Gatunkowych
Przemysław Karwowski
Fundacja Gloria Monte Verde
Zielona Góra 2016