Kto by pomyślał, że rytuał całowania się na powitanie – tak niemiły we wczesnych latach, gdy za jego spełnianie biorą się ciotki i wujowie, a tak cenny, gdy ich miejsce zajmują nasi rówieśnicy – sięga korzeniami odległych stuleci, w których kształtowała się starożytna państwowość rzymska?
A już na pewno niewielu z nas przyszłoby na myśl jego początku szukać w surowych regułach dotyczących spożywania wina przez dumnych ojców italskiej republiki. A właściwie przez ich żony i córki… Tymczasem, jeśli przyjdzie nam ochota zaufać relacjom Aulusa Gelliusza pomieszczonym w Nocach attyckich, a wspartych autorytetem Katona Cenzora, przekonamy się, iż zwyczaj ten stał się następstwem surowego prawa wczesnej rzeczypospolitej rzymskiej, zgodnie z którym kobiety przyłapane na raczeniu się winem winny być karane na równi z cudzołożnicami. Ich mężowie wiedzieli bowiem doskonale z własnego bogatego doświadczenia, że pomiędzy obydwoma występkami zachodzi często coś na kształt związku przyczynowego. Tego zaś typu uprzyczynowienie, naturalne i nieodzowne w codziennych ciężkich zmaganiach z losem patrycjusza czy ekwity, gdy dotyczyć miało rzymskiej kobiety, oznaczało ostateczną hańbę dla całej rodziny.
Kiedy więc próg domu dumnego męża rzymskiego przekraczali goście sproszeni na kolację, małżonka witała ich sposobem, który pozwalał na subtelną demonstrację cnotliwej wstrzemięźliwości – nie tyle więc chodziło o wymianę pocałunków, ile o grzecznościową kontrolę, czy w wydychanym przez gospodynię powietrzu nie znajdują się przypadkiem śladowe nawet ilości aldehydu. Jako że sprawa była gardłowa, kontrola przebiegała zazwyczaj pomyślnie, upewniając gości, że zjedzą posiłek w domu dobrym i cnotliwym.
Choć z czasem, już w dobie późnej republiki, prawo złagodniało, a kobiety uzyskały nie tylko dostęp do łagodniejszych, mocniej rozcieńczanych wersji wina (zwanych lorae, stąd polska „lura”), ale także – ku zgrozie konserwatywnej części starszego pokolenia – mogły towarzyszyć mężom podczas samej kolacji, układając się na sofach w triclinium, zwyczaj wymiany pocałunków na powitanie pozostał i utrwalił się jako sympatyczne memento dawnych katońskich obyczajów. Pozostał też zdumiewający nas swoją przenikliwością obyczaj prawny, zgodnie z którym mąż powinien oddalić żonę nie tylko wówczas, gdy nabrał przekonania o jej niewierności, gdy wyszła bez jego pozwolenia z widowiska teatralnego lub pokazała się na ulicy z odsłoniętą twarzą, ale także, gdy przywłaszczyła sobie… klucze do schowka na winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...).
W Prawie Dwunastu Tablic znajdujemy tzw. żądanie przekazania kluczy (claves ademit – mąż zabiera klucze), które towarzyszy pierwszym procedurom rozwodowym. Oddalający mąż wypowiadać miał bowiem w takiej sytuacji słynną ponurą formułę: „res tuas habeto, exi foras!” – „zabieraj swoje rzeczy i za drzwi!”. Trudno nie wzdrygnąć się na myśl, że pośród res tuas mogłyby się znaleźć także amfory z najlepszymi rocznikami falerna.