Czy istnieje lepszy moment, by podsumować kończący się rok, niż sylwestrowy poranek? Otóż właśnie sylwestrowego poranka A.D. 2018 przyszło mi poczynić winny remanent i ni mniej, ni więcej umyśliłem sobie opowiedzieć kilka słów o winach, które w 2018 roku miło mnie zaskoczyły. Dlaczego zaskoczyły? Czym zaskoczyły?
W regionie Rioja, jak wiadomo, ceny i jakość win rosną wraz z natężeniem obecnych w nich nut dębowych, rzadko więc z własnej woli sięgam po młode riojańskie wino i po Monte Llano też bym nie sięgnął, gdyby nie podano mi go w ciemno. Podano i – ku własnemu zaskoczeniu – oceniłem je bardzo wysoko.
Niemal równie dużo punktów (także w ciemno) przyznałem regionalnemu winu z Langwedocji Belchapel Cabernet-Syrah, które zdumiało mnie podwójnie, bo nie dość, że dobre, to jeszcze tanie jak barszcz wigilijny.
Czym innym zaskoczyło mnie nieco już droższe nowozelandzkie pinot noir od Saint-Clairów. Nie jestem bowiem wielkim entuzjastą pinotów z tego akurat archipelagu, a jednak ten konkretny Pinot Noir z czarną etykietą (nie Vicar’s Choice, nie Pioneer Block) urzekł mnie swoją niemal europejską elegancją i klasą.
A skoro o pinotach mowa, ogromnie zasmakował mi rocznik 2015 Altum Spätburgundera od Heinricha Vollmera – zaskoczył mnie tym bardziej, że poprzednie roczniki raczej mi nie smakowały.
Przy innej okazji zdarzyło mi się skosztować także bordoskiego Château Lamothe-Vincent Intense Rouge i zdumiało mnie jak potężnie owocowe, nowoświatowe wręcz jest to winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...).
Zupełnie inne od opartego również na bordoskim kupażu mołdawskiego Individo Merlot/Cabernet Sauvignon z Château Vartely – delikatnego, o zwiewnej, świeżej owocowości porzeczek i malin. Właściwie należałoby podmienić te wina, bo mołdawskie zdaje mi się bardziej bordoskie od bordoskiego, ale przy tym obydwa miłe i czarujące. Zostawmy, nie mieszajmy, pozwólmy się zaskoczyć.