Cztery złowróżbne litery

il. Andrzej Zaręba

Nicolas Sarkozy nie zdążył jeszcze zdjąć przepoconego garnituru, w którym dopiero co objął był urząd Prezydenta Republiki, gdy kanał France 3 w wieczornych wiadomościach wyemitował film przesłany przez grupę terrorystów.

„Albo Sarkozy dotrzyma swoich obietnic, albo poleje się krew” – pięciu dżentelmenów w kominiarkach nie wygląda, jakby miało ochotę na żarty. – Carla, do cholery, kto to jest? – zirytował się prezydent, podkręcając głos w telewizorze. – Al-Kaida? Baskowie? Korsykanie? – Gorzej, Nicola. Winiarze z Langwedocji”… Był 16 maja 2007 roku.

Nigdy nie przepadał za winem, a tym bardziej za wieśniakami w kufajkach, którzy je produkują. I pomyśleć, że oto rozpoczyna swój polityczny marsz po nieśmiertelność od publicznych gróźb sylabizowanych przez jakiegoś niedojdę, który nie potrafi zrobić na tyle smacznego wina, żeby ktoś go wolał od hiszpańskiego sikacza w kartonie.
Sytuacja nie przedstawiała się najlepiej. Panowie w kominiarkach reprezentowali Regionalny Komitet Akcji Winogrodniczej (Comité Regional d’Action Viticole, w skrócie CRAV). W każdym innym rejonie świata pod taką nazwą należałoby się spodziewać gromadki stetryczałych działkowców spotykających się raz na tydzień, by pooglądać swoje nawozy, ale nie w Langwedocji. Tu tradycja krwawej winogrodniczej rewolty jest wciąż żywa. Dokładnie sto lat wcześniej, wiosną 1907 roku, winiarz i oberżysta Marcellin Albert poprowadził na Montpellier kilkaset tysięcy zrozpaczonych i wściekłych winogrodników. Protesty rozlały się po niemal całej Langwedocji, dotarły do Narbonne i Béziers. Protestujący starli się z żandarmerią, w wyniku czego śmierć poniosło sześć osób.
Do tej Rewolucji Winogrodniczej nawiązali w swoim ultimatum ponurzy przedstawiciele CRAV. A także do tradycji francuskiego ruchu oporu. Niestety, sami mieli już swoją niechlubną tradycję, z którą Sarkozy będzie musiał szybko się zapoznać.

Dobre, bo langwedockie

Jako terroryści objawili się w 2005 roku, choć już kilka lat wcześniej próbowali dać o sobie znać, blokując bramki na autostradzie (winogrodnicy chcieli w ten sposób wymusić podwyżkę cen skupu winogron) czy skutecznie uniemożliwiając Robertowi Mondaviemu(1913–2008) amerykański winiarz z Kalifornii, jeden z g... zakup ziemi pod uprawę syraha (marzył o kilku hektarach koło Aniane). Jednak dopiero podłożenie bomby pod jedną z winiarni należących do grupy Les Grands Chais de France w marcu 2005 roku uznać należy za niechlubną inaugurację aktów terroru, które wstrząsnęły winiarskim światem południa Francji. Les Grands Chais to potężna firma i bodaj największy z francuskich eksporterów wina (znany w Polsce i niemal na całym świecie z win marki J.P. Chenet w fikuśnie wykrzywionej butelce). Nikt nie zginął, nikt nie został nawet ranny (bomba wybuchła nocą) – nie licząc kilku uszkodzonych beczek i częściowo zniszczonego dachu.
Zanim zdecydowali się nagrać swoje mroczne ultimatum, zdążyli jeszcze dokonać kilku mniej lub bardziej poważnych zamachów. W kwietniu 2005 roku, w Clermont l’Hérault w sile stu chłopa ostrzelali cysternę wypełnioną tanim hiszpańskim winem, pogonili kierowcę i wylali na trawnik niedoszłą zawartość 30 tysięcy butelek. Już miesiąc później przyznali się do podpalenia trzech wagonów kolejowych i zniszczenia zwrotnic między Nîmes i Narbonne (kolej francuska oszacowała straty na 2 miliony euro). W tym samym czasie uzbrojeni członkowie CRAV przypuścili atak na dwa supermarkety, zrzucając z półek wszystkie niefrancuskie wina, a ich lepiej zbudowani koledzy w jednej z rozlewni w Montpellier przy użyciu dwuręcznych młotów opróżnili trzynaście tanków z winem chilijskim.
W grudniu 2005 roku CRAV dokonał kolejnych dwóch, równoległych ataków. Znów w Montpellier zbrojna grupa dżentelmenów w kominiarkach, z kijami bejsbolowymi i ciężkimi młotami wdarła się do biura kompanii eksportowej Onivins, uszkadzając pewną liczbą komputerów i pracujących tam urzędników. Nieco bardziej na południe, w Sète, grupa 50 bojowników o lepszy byt langwedockiego winiarstwa rozbiła zawory zbiorników, wylewając na ulicę 100 tysięcy litrów wina (tym razem jednak francuskiego).
Do 2007 roku CRAV zdołał wysadzić jeszcze urząd celny w Peyriac-Minervois, podpalić urządzenia trakcji kolejowej niedaleko Béziers oraz zniszczyć około 40 tysięcy hektolitrów wina w magazynach Oeno-Alliance (placówka należąca do Andrérzadka odmiana czerwonych winogron uprawianych tylko w Czech... (...) Quancarda, bordoskiego negocjanta) butelkującego hiszpańskie wina na rynek rosyjski (wszystkie ataki przeprowadzono w pracowitym marcu 2006 roku). W ciągu kolejnych dwóch miesięcy wysadzono także siedzibę oddziału France Telecom w Vendemian, w Béziers wylano winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) z dwóch tanków należących do Castel Frères, zaś w Saint-Felix-de-Lodez opróżniono cztery zbiorniki firmy Jeanjean. Grupy operacyjne CRAV dokonały ponadto kilku niewielkich podpaleń (głównie supermarketów), wysadziły transformator w Nîmes i kosz na śmieci na parkingu Lidla w Capestang. Przy tej ostatniej, nieco mniej spektakularnej akcji, policja dokonała kilku zatrzymań (między innymi w roli podejrzanego wystąpił prezes spółdzielni winiarskiej L’Occitaine).
Nie jest bowiem tajemnicą, że w siłach zbrojnych CRAV ochotniczo służą także powszechnie szanowani prezesi i członkowie rad nadzorczych winiarskich spółek. Cała tajemnicza organizacja liczy bowiem około tysiąca członków i – jak domyślają się dziennikarze śledczy – jest to instytucja o dość chaotycznej i nieprzejrzystej, wciąż zmieniającej się strukturze. Można podejrzewać, że owe mniej wyrafinowane akcje (jak wysadzanie kubłów na śmieci) są efektem spontanicznych odruchów wzburzenia winiarzy tylko z CRAV sympatyzujących, a przypisano je słynnej organizacji dlatego, że wykonawcy pozostawali w miejscu zbrodni odpowiedni akronim wymalowany na ścianie. Do modus operandi langwedockich terrorystów zaliczono także malowanie na murach sabotowanych budynków wzruszających i pouczających sentencji w rodzaju: „On creve! (Umieramy!)”, „Premier avertissement! (A ostrzegaliśmy!)” czy bardziej lapidarnych, choć pełnych treści: „Anné blanche, sinon boom (Nielimitowane pożyczki albo bum!)”.

Dlaczegoo bum?

O co tak naprawdę chodzi winnym terrorystom? Ano, żeby było lepiej. Żeby obcy (w rodzaju Mondaviego(1913–2008) amerykański winiarz z Kalifornii, jeden z g...) nie położyli łapy na ich winnicach. Żeby miejscowe sklepy zaopatrywały się wyłącznie we francuskie (tj. langwedockie) wina, a władze francuskie dofinansowały eksport nadwyżek produkcyjnych lub je bezustannie skupowały, by przerobić na dodatek do paliwa (tak się zresztą stało w 2005 roku). Nieszczęście bowiem, które popycha tutejszych winiarzy do aktów terroru, polega najczęściej na milionach hektolitrów niesprzedanego i – ze względu na wysoką cenę oraz kiepską jakość – raczej niesprzedawalnego wina, zalegającego w ich tankach. Winogrodnicy zaś – rzecz jasna – chcieliby wyższych cen zbytu na ich owoce, protestując zarazem przeciwko unijnym planom wykarczowania 200 tysięcy hektarów najsłabszych winnic.
Z takim właśnie planem w ręku szykowała swoją wizytę w Langwedocji pani komisarz ds. rolnictwa Mariann Fischer Boel. Szykowała, bo w ostatniej chwili (maj 2007) wizytę odwołano – w przedziwny sposób decyzja ta zbiegła się w czasie z telewizyjnym ultimatum CRAV. Terroryści dali w nim prezydentowi 30 dni na podjęcie działań, które zablokowałyby propozycje unijne. Sarkozy, rzecz jasna, nie kiwnął palcem. „Deadline minął” – usłyszeli w słuchawce pracownicy jednej ze spółdzielni w departamencie Hérault, która właśnie poszła z dymem (dwie bomby), ponieważ jej kierownictwo nie przyłączyło się do protestu przeciwko planom unijnym.
Sami winiarze langwedoccy są bowiem mocno podzieleni. Spółdzielnie, którym w ostatnich latach udało się podnieść jakość win i zdobyć lukratywne kontrakty w Unii, nie przyznają się do CRAV, uznając jej ataki za pożałowania godne wybryki leniwej i niezbyt zdolnej mniejszości. Jest to niestety mniejszość dość liczna i do tego uzbrojona. I – co najgorsze – wciąż dająca o sobie znać. Nie ma bowiem roku, by gdzieś na ścianie wysadzonych w powietrze biur i sklepów nie pojawiło się cztery złowróżbne litery. Najświeższy atak rzutcy winiarze przeprowadzili w lipcu 2013 roku. Sytuacja w Langwedocja raczej nie pozwala nam sądzić, by był to atak ostatni.