Wino z farfoclami, czyli o spokojnym śnie Bachusa

tekst ukazał się w „CW” 98, kwiecień 2019 | kup ten numer | prenumerata | e-wydanie

Dionizos / Bachus / Sabazjos bóg wina
(młody) bóg wina | il. iku4 / shutterstock

Zastanawiałem się właśnie, co pomyślałby sobie bóg wina, gdyby zjawił się na ziemi in personam, po czym zajrzał do kilku sklepów, zjadł obfity obiad na paryskim Montparnassie, a następnie porozmawiał z prostymi konsumentami napoju, któremu patronuje. W pierwszej chwili wydawało mi się, że byłby zszokowany, ale teraz jestem pewien, że powiedziałby jak Dyzma: „Może być”.

Wojciech Gogoliński felieton
Wojciech Gogoliński | fot. J. Poremba
Bachus, czy też Dionizos, kojarzy nam się jakoś odruchowo ze starożytnością, mimo iż rzesze winopisarzy odwołują się do niego w tekstach raz po raz. Nikt nawet nie zastanawiał się, gdzie mógłby być teraz. Wszak zaczynał jako tracki bóg Sabazjos, potem zmienił paszport na grecki, gdzie wpisano mu imię Dionizos, a skończył z rzymskim dokumentem wystawionym na nazwisko Bachus. Gdzie zatem jest teraz i jak się zwie? Może ma unijny paszport dyplomatyczny? Jednak nawet z takim nie wszędzie mógłby wjechać bezproblemowo. Nieważne, bóg to bóg, pewnie ma swoje sposoby.

Ostatni rocznik niemal na całym świecie był wybitny, więc wszystko jest w zasadzie OK. Gorzej będzie ze sprzedażą, bo wina będzie za dużo, ceny pewnie spadną, ale jakość się utrzyma. Zastanawiałem się ostatnio, dlaczego jakość win, nawet tych najtańszych, supermarketowych, ciągle rośnie. Rzecz jasna, patrzę na to globalnie, bo zawsze i wszędzie trafimy na podłą flaszkę. Jednak kiedy zaczął się ten wzrost jakości?

Otóż doszedłem do wniosku, że stało się to dzięki powstaniu spółdzielni winiarskich. Długo psioczyliśmy na nie i ich produkty, ale to właśnie one z czasem były w stanie zaoferować duże ilości win o stałej jakości. Ruch spółdzielczy jest pochodną pofilokserowej biedy i kryzysu lat 20. Zrazu ichniejsze wina były byle jakie, ale z czasem w tym ruchu pojawiło się wielu mądrych ludzi. Dziś spółdzielnie są wszędzie, wyspecjalizowały się i robią wina na wszystkich poziomach, nawet te butikowe. Jeszcze ciekawsze jest jednak to, że wiele najsłynniejszych wytwórni pracuje systemem quasi-spółdzielczym, choć o tym nie wiemy. Bo jak inaczej określić sytuację, kiedy wzięta winiarnia skupuje owoce od kilkudziesięciu winogrodników na podstawie wieloletnich kontraktów? Ale pewnie też tak było choćby na Bliskim Wschodzie w czasach Dionizosa.

Wino niebieskie, różane, brokatowe: przychodzi Dionizos do baru…

Zaciekawiło mnie, co by powiedział bóg, gdyby podano mu np. wino niebieskie, coraz modniejsze w Europie; z którym unijne prawodawstwo nie jest w stanie do końca sobie poradzić. Lub też „wino” (napój alkoholowy na bazie wina) mieszane z różnymi sokami owocowymi, ewentualnie drinka z winem? Z tym mógłby mieć problem, bo napojów destylowanych jeszcze pewnie nie znał. A może zdziwiłoby go winonapój uzyskiwany na drodze całkowitej lub częściowej fer... (...) różowe, a właściwie… różane, które podbija rynek amerykański? Technicznie to „wino” białe macerowane z płatkami róży…

Na koniec – czy zdziwiłoby go wino z farfoclami w środku, które jest już w badaniach rynkowych objęte osobną kategorią: „wino brokatowe”? A więc wino typu „goldwasser” – dla mnie to nie do przejścia. To tak jakby etiopską kawę z Sidamo mielić w betoniarce. Można ująć to tak – jakiegoś wina konsument nie kupuje, bo mu nie smakuje, jednak kiedy zobaczy metalowe płatki w środku, natychmiast zmienia zdanie: „O, to jest to, czego od dawna szukałem!”. Bzdura!

To do mnie nigdy nie dotrze, podobnie jak fakt, że można ostentacyjnie chodzić w fabrycznie dziurawych gaciach. Choć z drugiej strony, jeśli pójdzie to w takim kierunku, że wyprana i, co gorsza, wyprasowana koszula będzie uważana za ubranie niestosowne, to ja jestem całkowicie za.

Ale wróćmy do naszego boga. Wydaje mi się, że nie zdziwiłoby go absolutnie nic – przeciwnie, czułby się jak ryba w wodzie. Elity, które oddawały mu hołdy w starożytności, właśnie takie wina pijały. Prosty lud zadowalał się tymi codziennymi, spółdzielczymi, supermarketowymi – jak byśmy to dziś powiedzieli. Podanie na salonach takiego wina byłoby obrazą. Najlepsze były doprawiane miodem, korzeniami, ziołami, płatkami kwiatów, a zapewne były też i takie z farfoclami w środku. Dalekim echem systemu doprawiania jest przecież wermutalkoholowy napój korzenno-ziołowy.„Wino” korzenno-zio... (...), choć to dziś też napój na bazie wina, co mogłoby naszego boga mocno wkurzyć.

Może więc nasz Dionizos w restauracji na Montparnassie zamówiłby wino brokatowe na aperitifnapój alkoholowy (rzadziej bezalkoholowy) podawany przed po... (...), słodki wermut do foie gras, różane do befsztyka chateaubriand i popił czymś doprawionym miodem? Sommelier by tego nie przeżył, to pewne, ale bóg czułby się dziś u nas dobrze…

Wiewióry mają plan

Wina króla Dawida, albo co i jak pijano w czasach biblijnych

Nowy numer